Wydaje się, że Gruzja jest dziś bliżej NATO niż UE. Sojusz oficjalnie mówi, że się w nim znajdziecie.
Decyzja, że znajdziemy się w NATO już właściwie została przez Sojusz przyjęta. Sekretarz generalny Sojuszu Rasmussen publicznie powiedział w ubiegłym roku, że „Gruzja jest bliżej NATO niż kiedykolwiek". Musimy więc kontynuować reformy, ale robimy to nie dla NATO, ale dla nas samych. Nie usiłujemy na nowo wynaleźć roweru, ale staramy się powtórzyć drogę innych krajów, w tym Polski. Nasi przyjaciele mówią nam: róbcie co możecie, by być gotowym do członkostwa, gdy Sojusz będzie gotowy aby was zaprosić. Poprzeczka do Gruzji została ustawiona wyżej niż dla innych, ale nie znalazła się aż tak wysoko, by nie można było jej przeskoczyć. Czekamy więc, ale nie z założonymi rękami.
Znieśliście wizy dla Rosjan, ale Moskwa nie chce się tym zrewanżować. Jak ocenia Pan stosunki gruzińsko–rosyjskie?
Rosjan wspieramy. Nigdy nie chcieliśmy embarga handlowego, które mogłoby pogorszyć warunki życia obywateli rosyjskich, nie wspomagamy żadnych rusofobicznych sentymentów. Znieśliśmy wizy dla Rosjan, zachęcamy, by robili z nami interesy, Chcemy widzieć u nas rosyjskich inwestorów, a nie rosyjskie czołgi. A Rosja dalej okupuje 20 procent naszego terytorium. Dokonała zakrojonych na wielką skalę czystek etnicznych w Abchazji i Osetii Południowej. Z domów wyrzucano nie tylko Gruzinów, ale i Abchazów, Osetyjczyków, Rosjan i Ukraińców, o ile byli przeciwni odłączeniu od Gruzji. Moskwa w ogóle chce podważyć stabilność Gruzji, usiłuje zapobiec naszej integracji z UE i NATO. Ostatnio prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew powiedział na spotkaniu z oficerami 58. Armii z Kaukazu – tej, której użyto podczas inwazji na nasz kraj: „w sierpniu 2008 r. zapobiegliśmy wejściu Gruzji do NATO". Celem inwazji było nie tylko to, ale i obalenie demokratycznie wybranych władz Gruzji. Do tego jednak nie doszło.