Lenin? Jednak nie

Wierzę, że władze Gdańska nie chciały zamienić bramy Stoczni Gdańskiej w miejsce, gdzie będzie się manifestować wewnątrzpolską nienawiść. Nie chciały, ale uczyniły to - pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 20.05.2012 19:51

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Przyznam się do kompromitującej naiwności. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o sporze wokół historycznej bramy numer dwa Stoczni Gdańskiej (władze Gdańska postanowiły przywrócić jej kształt z Sierpnia '80; chodzi o umieszczenie na niej listy 21 sierpniowych postulatów, ale przede wszystkim napisu „Stocznia Gdańska imienia Lenina", i właśnie ten Lenin spowodował eksplozję emocji) pomyślałem, że wszystko to musi polegać na nieporozumieniu.

Że zapewne magistrat jest niekomunikatywny i niewystarczająco jasno powiedział, że to jest pomysł tymczasowy. Że ta historyczna przebieranka ma trwać jakiś czas - może do 31 sierpnia? - jako swego rodzaju historyczna rekonstrukcja, tak jak przecież tylko jakiś czas trwają rekonstruowane przez zapaleńców dawne bitwy i wojny.

Tryumf wrażliwości

I co w tym złego? - myślałem, i już chciałem się zabrać do tłumaczenia protestującym, że w zasadzie nic, że równie dobrze mogliby protestować, kiedy na jakimś odcinku ulicy kręci się film z czasów okupacji i wiesza hitlerowskie flagi oraz niemieckie nazwy ulic, kiedy dowiedziałem się, że byłem w błędzie. Że brama ma zostać przebudowana na stałe. A więc również na stałe ma na nią wrócić nazwa „stocznia imienia Lenina".

I co w tym złego? - można byłoby mimo wszystko zapytać. I nie byłoby to pytanie bezsensowne. Przecież nieszczęsny Lenin nie wraca na bramę sam, tylko (jak już napisałem) w towarzystwie 21 gdańskich postulatów. W dodatku, jak poinformował mnie rzecznik prezydenta Gdańska Antoni Pawlak, całości towarzyszyć ma tablica przypominająca o historii Bramy i Sierpnia '80, a także przypominająca, kim był Włodzimierz Iljicz i przywołująca miliony ofiar stworzonego przez niego systemu.

Cała ta, używając modnego słowa, „instalacja" ewidentnie nakierowana jest na przypomnienie wolnościowego zrywu antykomunistycznego, a nie na jakkolwiek pojętą rehabilitację dawnego systemu, i jest w oczywisty sposób ciekawym nawiązaniem do wyglądu tego miejsca w czasie, kiedy odegrało najważniejszą rolę w całym okresie swojego istnienia.

Mógłbym więc ten pomysł zaakceptować.

Ale świat nie jest zaludniony samymi Piotrami Skwiecińskimi, i wydaje się być to faktem w miarę oczywistym. Istnieją też ludzie o innej wrażliwości, jest ich wielu i chyba przeważają. A co więcej - mają oni większe niż ja prawa do współdecydowania o kształcie Bramy. Ich Bramy.

Mówię tu, oczywiście, o stoczniowej „Solidarności" i jej weteranach, którzy staro-nowemu kształtowi Bramy są bardzo zdecydowanie przeciwni.

I nie tylko oni. Bardzo wielu innych, gdańszczan i niegdańszczan, wstrząsnęło się z niesmakiem po otrzymaniu wiadomości o powrocie Lenina. Na łamach trójmiejskiego dodatku życzliwej skądinąd temu pomysłowi „Wyborczej" swoje votum separatum zgłosił np. znany gdański dziennikarz tej gazety Roman Daszczyński (opatrując je skądinąd rytualnymi zapewnieniami, że wcale nie jest żadnym pisowcem, ale...). A to znaczy, że sprawa jest naprawdę kontrowersyjna.

Mnie powrót Lenina jako element przywrócenia historycznego wyglądu Bramy nie razi, a nawet może się podobać. Ale bardzo wielu Polaków ma w tej sprawie odczucia wręcz przeciwne.

- Przecież po to był wtedy strajk, żeby Lenina nie było - argumentują, i jest w tym logika. Uważają, że powrót starej nazwy jest szyderstwem z ofiary tych, którzy walczyli z dawnym systemem, byli bici i upokarzani.

Ja tego tak nie odczuwam, ale nie rozumiem, dlaczego moja wrażliwość ma tryumfować nad ich wrażliwością?

Konflikt niepotrzebny

Tym bardziej że zarząd Gdańska realizował całą sprawę, wedle mojej wiedzy, bardzo niezręcznie i zupełnie wbrew będącej podstawą nowoczesnego rządzenia i szerzej - działania w przestrzeni publicznej zasadzie rozbrajania możliwego konfliktu jeszcze przed jego wybuchem. Przed podjęciem decyzji nie przeprowadził konsultacji z najbardziej zainteresowanymi, czyli ze stoczniową „Solidarnością". Nie postarał się zawczasu zyskać akceptacji tych, którzy jednak mają największe prawo do bycia co najmniej wysłuchanymi w kwestii wszelkich sierpniowych upamiętnień - czyli weteranów walki z lat 80.

A powinien to zrobić tym bardziej że oprócz wprost politycznego istnieje jeszcze jeden aspekt sprawy. Otóż przywracanie Bramy do stanu z 1980 roku może łatwo być odczytane jako deklaracja: „stocznia jest skansenem". W oczywisty sposób musi to drażnić stoczniowych związkowców walczących w obronie swojego zakładu pracy.

- Przez tę bramę wchodzi codziennie 2 tys. pracowników. Taka replika może być na terenie muzeum, ale nie reprezentować dziś stoczni - powiedział szef stoczniowej „S" Karol Guzikiewicz.

Czy prezydent Adamowicz miał prawo podjąć decyzję o rekonstrukcji Bramy? Formalnie - miał. Ale wykreował w ten sposób konflikt zupełnie niepotrzebny.

I szkodliwy. Bo choć, jak już napisałem, władze Gdańska oczywiście nie miały zamiaru wykonywać żadnego ruchu prowadzącego do rehabilitacji PRL, to logika sporu zmierza właśnie w tę stronę. Część opozycji i tak ma przecież tendencję, by postrzegać obecny konflikt polityczny jako kontynuację wolnościowej walki z lat 80. Wykreowany przez prezydenta Pawła Adamowicza konflikt służy im i ich wizji rzeczywistości.

Istnieją również środowiska zainteresowane w zamazaniu linii dawnych podziałów, sugerowaniu, że nie były one tak naprawdę najistotniejsze, ktoś lubił jakiegoś tam Lenina, a ktoś drugi go nie lubił i w zasadzie o co chodzi, a tak w ogóle to przeszłość jest nieważna. Konflikt dookoła Bramy służy również im.

Nie eskalować

Władze Gdańska - chcę wierzyć - tego nie chciały. Nie chciały też stworzyć w centrum swojego miasta punktu, jaskrawo symbolizującego nie jedność, tylko podział współczesnych Polaków. Punktu, w którym w naturalny sposób będzie się manifestować wewnątrzpolską nienawiść. Punktu, w okolicach każdej solidarnościowej rocznicy (a może nie tylko) wymagającego policyjnej ochrony.

Zapewne nie chciały, ale stworzyły.

Wycofanie się z tej decyzji byłoby teraz prestiżowo trudne. Ale służyłoby Polsce.

Gdyby prezydent Gdańska uznał, że jego najlepsze intencje zostały opacznie zrozumiane, i dlatego z bólem ogłasza, że „staro-nowa" Brama stać będzie np. do zakończenia tegorocznych sierpniowych obchodów, a potem znajdzie się w muzeum, udowodniłby, że nie miał złych intencji. Że nie lekceważy opinii, a cała sprawa nie była zamierzonym eskalowaniem konfliktu między „pisowskimi oszołomami" a „wykształconymi platformersami".

A u wielu osób wzbudziłby do siebie szacunek. Co byłoby zyskiem i w sensie ludzkim, i w sensie politycznym.

Przyznam się do kompromitującej naiwności. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o sporze wokół historycznej bramy numer dwa Stoczni Gdańskiej (władze Gdańska postanowiły przywrócić jej kształt z Sierpnia '80; chodzi o umieszczenie na niej listy 21 sierpniowych postulatów, ale przede wszystkim napisu „Stocznia Gdańska imienia Lenina", i właśnie ten Lenin spowodował eksplozję emocji) pomyślałem, że wszystko to musi polegać na nieporozumieniu.

Że zapewne magistrat jest niekomunikatywny i niewystarczająco jasno powiedział, że to jest pomysł tymczasowy. Że ta historyczna przebieranka ma trwać jakiś czas - może do 31 sierpnia? - jako swego rodzaju historyczna rekonstrukcja, tak jak przecież tylko jakiś czas trwają rekonstruowane przez zapaleńców dawne bitwy i wojny.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?