Miało być wielkie święto futbolu w Polsce i na Ukrainie. Jest festiwal coraz bardziej absurdalnych roszczeń, zakazów i nakazów urzędników z UEFA. Ograniczanie zasad wolnego rynku, wolności obywatelskich, sankcje, zakazy, nakazy i bezkrytyczne realizowanie ich wytycznych przez urzędników miejskich magistratów czy władz państwowych - wszystko po to, by w Polsce przez najbliższy miesiąc czuli się dobrze... nie, nie fani sportu, przedsiębiorcy, turyści, niepełnosprawni, ale urzędnicy Unii Europejskich Związków Piłkarskich.
Federacja zażądała więc, aby w zakorkowanej Warszawie wyłączono pasmo ruchu na specjalny buspas z lotniska na stadion dla piłkarzy, sędziów, antydopingu i grup celowych. Te grupy celowe to właśnie urzędnicy piłkarskiej centrali. Pierwotnie takie buspasmo miało powstać tylko w przypadku, gdyby nie udało się w stolicy uruchomić linii kolejowej z lotniska na stadion. Jednak, mimo że taka linia ruszy 1 czerwca, UEFA podtrzymała swoje żądanie.
Bez reklam
W każdym mieście, w którym odbędą się mecze Euro 2012 (a również w Krakowie, gdzie meczów nie będzie), na żądanie UEFA wytyczono specjalne strefy kibica. To tereny, na których miasta - na swój koszt - postawią wielkie sceny z telebimami. Celem jest przyciągnięcie jak największej liczby kibiców, którzy w strefach kupią napoje, jedzenie, pamiątki - a więc zostawią swoje pieniądze. Tyle tylko, że kibic w specjalnie przeznaczonej dla niego strefie nie będzie mógł napić się takiego piwa, jakie lubi, lub nawet piwa od tego dystrybutora, który zaoferował za wynajem powierzchni najlepszą cenę, ale wyłącznie od tego, który zapłacił piłkarskiej federacji za licencję. A więc będą to wyłącznie produkty Coca-Coli i Carlsberga.
Teoretycznie poza strefą można będzie skorzystać z produktów innych producentów. Ale w wielu miejscach nie będzie można ich reklamować. We Wrocławiu i w Poznaniu na przykład restauratorzy mający swoje lokale na rynku, w pobliżu tzw. strefy kibica, będą musieli usunąć na czas Euro 2012 wszystkie tablice z reklamami sprzedawanych przez siebie napojów gazowanych i piwa.
Co prawda nie ma w polskim prawie żadnego przepisu, ba nawet rozporządzenia, które nakazywałoby w jakichkolwiek okolicznościach zakrywanie nazwy legalnie sprzedawanego produktu, ale UEFA może wszystko. Nad przestrzeganiem tego nakazu mają czuwać - oczywiście za pieniądze polskiego podatnika - miejscy urzędnicy. Praktycznie więc przez cały okres Euro w największych polskich miastach reklamować, a w dużej mierze również prowadzić działalność będą mogli wyłącznie ci, którzy zapłacili spore pieniądze urzędnikom z UEFA.
Bez znaczków
Haracz UEFA zapłacić muszą również ci, których strefa kibica nie interesuje, ale którzy oferują swoim klientom w pubach i restauracjach możliwość obejrzenia najciekawszych wydarzeń sportowych. Tym razem za pokazywanie meczów transmitowanych w otwartym paśmie przez publiczną telewizję (która za grube pieniądze wykupiła od UEFA licencję) będą musieli płacić... nie, nie TVP, ale znów europejskiej federacji. Dotyczy to właścicieli lokali, który posiada telewizor o - jak ściśle wyznaczyła UEFA - przekątnej ekranu większej niż 3 metry lub posiada salę, która może pomieścić więcej niż 150 osób. Każdy metr kwadratowy ekranu kosztuje od 35 do 65 euro za cały czas korzystania z licencji. To nie koniec - w odległości 3 metrów od ekranu nie mogą znajdować się szyldy, plakaty itd. z logotypami firm, które nie są oficjalnymi sponsorami UEFA.