Ostatnia lekcja Andrzeja Łapickiego

Byłem czytelnikiem felietonów Andrzeja Łapickiego w Plusie Minusie i cieszę się, że „Rzeczpospolitej" udało się go do nich, w krótkim czasie przed śmiercią, namówić.

Publikacja: 25.07.2012 20:31

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

To były klejnoty. Pokazujące, na czym polega sztuka prawdziwego felietonu, a nie masowych podróbek (siebie z tej uwagi nie wyłączam). To sztuka oferowania samego siebie, swoich przeżyć, przemyśleń, obserwacji, doświadczeń. To dopiero na końcu życia wielki aktor znalazł właściwy wyraz, aby nam opowiedzieć, co w nim przetrwało. To było zwykle zapamiętane miejsce, dawno nieżyjący człowiek, jakaś sytuacja, często migawka. Powrót do Warszawy, do Polski, której już nie ma.

Były to remanenty czasem mądre, czasem tylko urokliwe, ale też pobudzające do refleksji o człowieku, który otwierając się przed nami, skazuje się na wiwisekcje, może bardziej dogłębne, niżby chciał. Bo wielkie aktorstwo wielkim aktorstwem, ale wielu piękny głos Andrzeja Łapickiego mógł się kojarzyć z natręctwem stalinowskiej propagandy wyzierającej z Kroniki Filmowej, której był lektorem.

To przyczynek do debaty o roli artystów w dyktaturach i nie myślę jej bagatelizować. Łapicki sięgał w swoich felietonach do najwcześniejszej młodości, kiedy jako przedstawiciel pokolenia Kolumbów szedł walczyć w Powstaniu Warszawskim. To jedna klamra spinająca jego losy. Drugą było poparcie dla „Solidarności" w latach 80. Czy przypominam to, aby go tłumaczyć? Nie. Aby pokazać komplikację.

Muszę mu oddać jedno. W przeciwieństwie do wielu współczesnych celebrytów był w pewnych sprawach zadziwiająco wstrzemięźliwy. Nie składał samokrytyk, ale też nie pouczał w drażniący sposób innych, pomimo poselskiego epizodu w latach 1989-1991. Równie wycofany był w felietonach, gdzie występował bardziej jako świadek niż liryczny podmiot.

I jest coś jeszcze. Andrzej Łapicki to nie tylko sprawny rzemieślnik. To reprezentant tych pokoleń aktorów, którzy podtrzymywali przez bardzo różne dziesięciolecia łączność Polaków z wielką literaturą. Z naszą tradycją, także romantyczną. Z patriotyzmem, ale i z dobrym smakiem. To było coś, co dawało nam przetrwanie w czasach beznadziei i wszechogarniającego chamstwa. Jego kultura okazywała się silniejsza niż własne, dyktowane życiowymi strategiami wybory. I za to jestem takim ludziom jak on głęboko wdzięczny.

To były klejnoty. Pokazujące, na czym polega sztuka prawdziwego felietonu, a nie masowych podróbek (siebie z tej uwagi nie wyłączam). To sztuka oferowania samego siebie, swoich przeżyć, przemyśleń, obserwacji, doświadczeń. To dopiero na końcu życia wielki aktor znalazł właściwy wyraz, aby nam opowiedzieć, co w nim przetrwało. To było zwykle zapamiętane miejsce, dawno nieżyjący człowiek, jakaś sytuacja, często migawka. Powrót do Warszawy, do Polski, której już nie ma.

Opinie polityczno - społeczne
Hity i kity kampanii. Długa i o niczym, ale obfitująca w debaty
felietony
Estera Flieger: Akcja Demokracja na opak
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Szymon Hołownia w debacie TVP przeczył sam sobie
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Debaty, czyli nie chcą, ale muszą
Opinie polityczno - społeczne
Pytania, na które Karol Nawrocki powinien odpowiedzieć podczas debaty prezydenckiej