Przeciwnicy Putina z całego świata solidaryzują się z nimi. Rozumiem to, a wyrok skazujący je na bezwzględne więzienie byłby moim zdaniem oburzający. Miałbym jednak wątpliwości wobec totalnego utożsamiania się z uwięzionymi happenerkami, jakie przejawia wielu obserwatorów.
Te dziewczyny są oczywiście odważnymi przeciwniczkami autorytarnego rządu. Jest jednak równie oczywiste, że w ramach walki z reżimem dokonały profanacji - w moskiewskiej katedrze parodiowały prawosławne obrzędy. Parodiowały, wznosząc „modły" o obalenie Putina. Ale przecież parodiowały, i to w świątyni. Oskarżono je o „chuligaństwo motywowane nienawiścią religijną".
Ich główne intencje były, rzecz jasna, inne - polityczne i demokratyczne. Ale przyjęta forma działania świadczy o co najmniej braku szacunku dla religii. Braku szacunku przejawionym manifestacyjnie. Zdumiewa mnie, że nie dostrzegają tego obserwatorzy polscy, w tym ci, których trudno posądzić o antyklerykalizm.
Oczywiście ważnym kontekstem sprawy jest zachowanie Cerkwi, której hierarchia wspiera Putina. Ale wyobraźmy sobie, że w PRL polski Kościół związał się z reżimem, realizował linię PAX. Czy nawet w takich okolicznościach potrafimy sobie wyobrazić, że w latach 70. czy 80. polska opozycja wdziera się do świątyń i parodiuje katolickie obrzędy?
Świat zachodni kibicuje rosyjskiej opozycji. To zrozumiałe. Ale na zewnątrz Rosji rzadko dostrzega się, że jednym z rysów sporej jej części jest silna antyreligijność właśnie. Gdy jesienią w Moskwie przez tydzień setki tysięcy ludzi stały w kilkunastogodzinnej kolejce do przywiezionej z góry Athos najcenniejszej prawosławnej relikwii, Pasa Bogarodzicy, ton komentarzy rosyjskich liberalnych publicystów - na co dzień odważnie zwalczających reżim - był nie tylko sceptyczny, ale wręcz wrogi wobec tego fenomenu. Nie wobec patriarchy Cyryla. Wobec religii.