Donald Tusk szczyci się tym, że potrafi - jego zdaniem - oddzielić bycie premierem od bycia ojcem. Na wtorkowej konferencji prasowej z oburzeniem odpowiadał na pytanie, czy miał niejawne informacje od służb specjalnych dotyczące kontaktów jego syna z szefem kontrowersyjnej piramidy finansowej Amber Gold. - Sugestia, że mogłem mieć tajne informacje i uprzedzałem syna, jest, delikatnie mówiąc, niemądra, a nawet nieprzyzwoita - strofował pytających go dziennikarzy szef rządu. - Nie wyobrażam sobie, aby służby specjalne miały inwigilować miejsca pracy, w których chcą pracować moje dzieci.
Służby powinny badać
Gdy takie słowa mówi surowy ojciec, może to budzić szacunek. Ale z punktu widzenia państwa jako całości wywołuje to zdziwienie. Czyżby premier sugerował, że sfera prywatności rodziny polityka powinna być tak daleko posunięta, by działaniem jego dzieci nie interesowały się żadne z państwowych organów?
Sprawa wydaje się postawiona na głowie. Służby specjalne, które podlegają premierowi, powinny dbać o bezpieczeństwo państwa, a więc ostrzegać premiera przed sytuacjami, w którym działanie np. jego dzieci może być niebezpieczne z punktu widzenia państwa. Mówiąc wprost: rolą ABW jest niedopuszczenie do sytuacji, w której ktoś mógłby szantażować szefa rządu z powodu działalności jego dzieci. Można zaś mieć uzasadnione podejrzenie, że szef Amber Gold wziął - przy pełnej zgodzie zainteresowanego - Michała Tuska na zakładnika, by szantażować teraz Platformę Obywatelską.
Można sobie wszak łatwo wyobrazić sytuację, gdy dzieci którejś z najważniejszych osób w państwie rozpoczynają współpracę z przedsiębiorstwem rosyjskim, którego interesy są radykalnie sprzeczne z interesami Polski. Możliwych scenariuszy są tutaj tysiące. Służby powinny zaś je badać i alarmować najważniejsze osoby w państwie - nie po to, by psuć im komfort rozdziału polityki od życia prywatnego, ale po to, by dbać o bezpieczeństwo państwa.
Odebrać oręż
Wyeliminowanie szantażu jest wszak głównym celem lustracji, która od lat funkcjonuje w naszym życiu publicznym. Lustracji zarówno majątkowej, jak i tej dotyczącej przeszłości. Państwo wymaga od polityka złożenia prawdziwego oświadczenia lustracyjnego nie po to, by napiętnować współpracownika służb PRL (wszak sporo osób piastujących wysokie stanowiska przyznaje się do takiej współpracy), ale po to, by wyeliminować możliwość szantażu. Czyli sytuacji, gdy polityk jest zmuszany do jakiegoś działania przez osoby straszące ujawnieniem faktu współpracy.