Antychrześcijańska fobia

Celem happeningów Pussy Riot jest doprowadzenie do sytuacji, w której chrześcijanie i ich uczucia religijne czy prawa w ogóle nie będą chronione i będzie można - w imię lewicowych ideałów - w chrześcijańskich świątyniach zrobić wszystko - pisze publicysta

Publikacja: 19.08.2012 20:13

Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Ścinanie krzyży piłami mechanicznymi, profanowanie świątyń, publiczne stosunki seksualne w muzeach czy bluźniercze pseudomodlitwy zostały zaakceptowane jako metoda walki politycznej i sposób wyrażania własnych opinii. Dowodem na to są zastępy obrońców punkowych happenerek, które zostały skazane przez rosyjski sąd na dwa lata łagrów za "chuligaństwo" i wejście w "przestępczą zmowę w celu brutalnego naruszenia porządku publicznego. A przecież, choć można spierać się o wymiar kary czy o prawdziwie intencje sędzi wydającej wyrok, to nie ulega wątpliwości, że kobiety z punkowego zespołu przestępstwo popełniły i powinny być za nie ukarane.

Bluźniercza prowokacja

Wbrew powszechnej opinii ich akcja nie była bowiem tylko sprzeciwem wobec Władimira Putina czy "modlitwą o przemianę" i połączenie "kultury prawosławia i kultury protestu" (jak to sugerowała w "Gazecie Wyborczej" Dorota Jarecka), ale profanacją prawosławnej, mającej szczególne znaczenie dla prawosławnych Rosjan świątyni, jaką jest sobór Chrystusa Zbawiciela.

Wykrzykiwanie przed ikonostasem (a ikona ma dla prawosławnego znaczenie porównywalne z tym, jakie katolik przyznaje wystawionemu Najświętszemu Sakramentowi) słów, których najłagodniejsze tłumaczenie nie nadaje się do powtórzenia na łamach prasy, a co dopiero w świątyni nie jest zachowaniem, które można usprawiedliwić potrzebą walki politycznej. Jest to zwyczajne bluźnierstwo i naruszenie zasad szacunku dla wierzących. To, że Putin jest dość paskudnym satrapą, nie może zmienić oceny działania kobiet z zespołu Pussy Riot.

A jednak zmienia. Komentatorzy z godną lepszej sprawy gorliwością powtarzają, że choć być może forma nie była najlepsza, -  to w istocie jedynie możliwa. "Tańcowanie w cerkwi nie jest godne pochwały. Ale wybór miejsca przez protestujące kobiety nie był przecież przypadkowy. Nie tylko dlatego, że w Rosji mało jest sfer publicznych, gdzie można skutecznie zaprotestować przeciwko władzy. Ale przede wszystkim dlatego, że Cerkiew stoi murem za Putinem, wspierając go w wyborach, a zatem tworzy jednolity, duszny system autorytarnej opresji" przekonywał w swoim blogu Wojciech Sadurski.

A prof. Ireneusz Krzemiński uzupełniał w rozmowie z portalem naTemat.pl: "można oburzać się na formę tego występu, ale ma on głębokie uzasadnienie w rzeczywistości. W samej tkance związków, jakie zachodzą w Rosji między cerkwią a polityką. Jednym słowem, profanowanie chrześcijańskich świątyń jest OK, jeśli tylko w ten sposób manifestuje się odpowiednie (na danym etapie, bo przecież wielokrotnie można było słyszeć obu panów, którzy krytykowali antyputinowską fobię prawicy) poglądy.

Nieprzekraczalne granice

Argumentacja ta jasno pokazuje, że obrońcy Pussy Riot uznali, iż miejsca święte dla chrześcijan nie powinny być chronione, że są one taką samą przestrzenią jak stadion, ulica czy park, w których wygłaszać można dowolne manifesty polityczne, a profanacja (czekać należy tylko na obrońców pań z Femenu, które a jakże, toples ścięły piłą mechaniczną krzyż w Kijowie) to dopuszczalna metoda walki politycznej.

Problem polega tylko na tym, że założenia takie przyjmuje się wyłącznie wobec chrześcijan. Doskonale pokazał to rosyjski działacz żydowski Baruch Gorin, który na swoim facebookowym profilu zadał pytanie, jak zareagowałby świat, gdyby dziewczęta - jak się je z wyraźną sympatią nazywa w mediach z Pussy Riot spróbowały dokonać podobnego happeningu w synagodze.

„Zostałyby wyprowadzone (...) przez ortodoksyjnych wiernych, wezwano by policję i przekazano jej dziewczęta. Od razu pojawiłyby się we wszystkich kanałach telewizji na świecie informacje o antysemickiej akcji. Międzynarodowe organizacje żydowskie domagałyby się sprawiedliwego sądu i podniosły straszliwy krzyk, gdyby do niego nie doszło. A po wyroku Putin stałby się bohaterem walki z antysemityzmem - wskazywał Gorin. Jego słowa doskonale pokazują jednak, jak różne standardy stosowane są wobec chrześcijan i wyznawców innych religii.

Wrogość wobec Chrystusa

Tej różnicy trzeba zaś szukać nie tyle w odmiennych reakcjach chrześcijan, żydów i muzułmanów na podobne prowokacje, ile w głębokiej wrogości wobec chrześcijaństwa, jaka dotyka współczesność. Protesty przeciwko wyrokowi, który miał zapaść w moskiewskim sądzie, jak twierdzono z powodów czysto politycznych, - odbywały się (w Wiedniu czy Helsinkach) przed rosyjskimi cerkwiami prawosławnymi, a ukraińskie feministki - w ramach walki z brakiem wolności słowa w Rosji # ścinają piłą mechaniczną krzyż (dodajmy: katolicki).

I aż trudno nie zadać pytania: co krzyż czy cerkiew miały wspólnego z walką z Putinem? Oczywiście nic, ale i nie o Putina tu chodzi, lecz o doprowadzenie (także przy pomocy rozmaitych uczciwych obrońców wolności słowa) do sytuacji, w której chrześcijanie i ich uczucia religijne czy prawa w ogóle nie będą chronione i będzie można w imię ideałów (szczególnie jeśli będą to dobre ideały, takie jak głoszone przez Pussy Riot, czyli prawa gejów, feminizm i radykalna socjaldemokracja) w chrześcijańskich świątyniach zrobić wszystko. Także, na przykład, uprawiać seks, co nie byłoby dla dziewcząt (akurat nie tych skazanych) z Pussy Riot czymś szczególnie nowym, bowiem ich liderka, zanim założyła punkowy zespół, uczestniczyła w działaniach innej happenerskiej grupy Wojna, która wsławiła się protestem polegającym na publicznym odbywaniu stosunków płciowych w muzeum.

I jakoś nie mam wątpliwości, że i to politycznym uwikłaniem Cerkwi albo jej skandalicznym nauczaniem w kwestiach moralności seksualnej Kościoła zaczęto by usprawiedliwiać. A bojownicy o wolność słowa i czynu protestowaliby przeciwko jakiejkolwiek karze dla feministycznych bojowniczek.

Autor jest doktorem filozofii, redaktorem naczelnym portalu i kwartalnika "Fronda"

Ścinanie krzyży piłami mechanicznymi, profanowanie świątyń, publiczne stosunki seksualne w muzeach czy bluźniercze pseudomodlitwy zostały zaakceptowane jako metoda walki politycznej i sposób wyrażania własnych opinii. Dowodem na to są zastępy obrońców punkowych happenerek, które zostały skazane przez rosyjski sąd na dwa lata łagrów za "chuligaństwo" i wejście w "przestępczą zmowę w celu brutalnego naruszenia porządku publicznego. A przecież, choć można spierać się o wymiar kary czy o prawdziwie intencje sędzi wydającej wyrok, to nie ulega wątpliwości, że kobiety z punkowego zespołu przestępstwo popełniły i powinny być za nie ukarane.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?