Manowce walki z rusofobią

Opowieści o wyróżniającej się na tle reszty klasy politycznej rusofobii PiS należy włożyć między bajki - stwierdza publicysta

Publikacja: 23.08.2012 20:04

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Ostatnio w Polsce zaostrza się walka z rusofobią. Różne środowiska na wszelkie sposoby tłumaczą się przed rosyjską klasą polityczną i rosyjską opinią publiczną jak przed najwyższymi autorytetami. Zarzekają się, że nie mają nic wspólnego z nadwiślańskim chuligaństwem, którego wyskoki kładą się cieniem na stosunkach Warszawy z Moskwą.

Kiedy ponad dwa miesiące temu gorąco było w związku z ekscesami wokół meczu Polska[pauza]Rosja na Euro, posłowie Ruchu Palikota skierowali list do ambasadora Rosji, dodajmy list iście wiernopoddańczy. Pojawiło się w nim następujące oświadczenie: „Całe polskie społeczeństwo w obliczu zaistniałej sytuacji jest postrzegane przez pryzmat kilkunastoosobowej grupy bandytów, inspirowanych przez środowisko związane z PiS, Radio Maryja oraz Solidarni 2010. Reprezentują oni niewielką część polskiego społeczeństwa o skrajnych poglądach narodowo-katolickich".

Oczywiście na ugrupowanie, którego lider i patron w jednym słynie głównie z licznych skandali, posypały się gromy, w tym oskarżenie o zdradę narodową. Ale Januszowi Palikotowi tylko w to graj. Polityk ów przypuszczalnie lubi być obrzucany najgorszymi epitetami. To bowiem nieodłączny element serwowanych przez niego spektakli. Emocje tłumu są ciągle absorbowane, zainteresowanie osobą je wywołującą trwa, jest więc szansa na pozostanie w polskiej polityce mimo spadających notowań w sondażach. I taka być może intencja przyświecała sygnatariuszom czerwcowego listu.

Pozazdrościli Palikotowi

Kiedy Ruch Palikota atakuje PiS z lewej strony, pewne środowiska robią to samo, tyle że ze strony prawej. Oto podczas wizyty patriarchy Cyryla w Polsce na rosyjskich portalach zostało opublikowane oświadczenie autorstwa m.in. prezesa Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego Adama Wielomskiego i redaktora naczelnego tygodnika „Myśl Polska" Jana Engelgarda. W tekście tym możemy przeczytać, że polska prawica już na początku wieku XX „wysuwała postulat pojednania narodów polskiego i rosyjskiego

O ile Palikot to prowokator traktujący politykę jako wielki happening, o tyle Wielomski i Engelgard podchodzą do swoich inicjatyw bardzo poważnie. Nie dostrzegają oni śmieszności tego, co czynią z uwagi na niszowy charakter środowisk, które reprezentują. Abstrahując jednak od tego, kompromitują się donosem typowym dla epoki zaborów lub okresu komunistycznego (piętnowanie KOR budzi określone skojarzenia).

Z jednej strony mamy zatem wygłup, z drugiej zaś pretensjonalne, muzealne pozy. Widać ludzie, którzy aspirują do spadku po Aleksandrze Wielopolskim i Romanie Dmowskim, pozazdrościli Palikotowi i - żeby wkroczyć do wielkiej polityki - postanowili pójść w jego ślady. W obu tych przypadkach rusofilia jednak trąci sztucznością. I inaczej chyba być nie może, bo nie jest to postawa cechująca znaczące siły polityczne w Polsce, włącznie z postkomunistami.

Fałszywa rusofilia

Politycy SLD już dawno temu wykonali ruchy, które Moskwa odebrała jako wrogie. Przypomnijmy poparcie Aleksandra Kwaśniewskiego dla pomarańczowej rewolucji na Ukrainie i proamerykańską decyzję rządu Leszka Millera o wysłaniu polskich żołnierzy do Iraku. Postkomuniści mogą więc się chować za ogólnikami o konieczności polsko-rosyjskiego dobrosąsiedztwa, ale przecież takie rzeczy są mało przekonujące.

Podobnie jest w przypadku Platformy Obywatelskiej. Tu jednak sprawa wydaje się bardziej złożona. Rok 2008 uchodzi za przełomowy, jeśli chodzi o polską politykę wschodnią. Tacy jej obserwatorzy jak zmarły rok temu ukraiński historyk Bohdan Osadczuk mówili wtedy wręcz o neoendeckiej wolcie i rezygnacji z doktryny Giedroycia, która obowiązywała od chwili krachu ZSRR. Priorytetem stała się poprawa stosunków polsko-rosyjskich kosztem zbliżenia z Ukrainą. W roku 2009 przy okazji wizyty Władimira Putina w Polsce Radosław Sikorski na łamach „Gazety Wyborczej"  wręcz zadeklarował odwrót od „idei jagiellońskiej".

A przecież jeszcze w roku 2005 w wielu kluczowych sprawach PO i PiS mówiły jednym głosem. Tak było i w polityce zagranicznej. Dwa lata rządów PiS spowodowały jednak to, że Platforma musiała zredefiniować swoją ideową tożsamość, aby się ustawić w opozycji do ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Z partii kontestującej establishment III RP stała się partią, która go obsługuje. Podobny mechanizm zadziałał w przypadku polityki zagranicznej.

W roli głównego sojusznika Polski PO obsadziła Niemcy, a więc państwo oczekujące od Polski takiego ułożenia stosunków z Rosją, żeby Moskwa była zadowolona. Można też odnieść wrażenie, iż politycy Platformy podjęli pewną grę z Kremlem, aby wizerunkowo odróżnić się od PiS. Jednak w tej grze zagalopowali się na tyle, że po katastrofie smoleńskiej nie potrafili asertywnie się zachować wobec strony rosyjskiej, która narzuciła im warunki prowadzenia śledztwa w tej sprawie.

Ale przecież to nie oznacza, że czołówka Platformy to rusofile. Donald Tusk jako gdański liberał chyba zawsze odruchowo patrzył w kierunku zachodnim - tam, skąd można było czerpać wzory społeczeństwa konsumpcyjnego. Poza tym niewykluczone, że będąc chłopcem, w swoim kaszubskim domu rodzinnym mógł słyszeć dość drastyczne opowieści o „wyzwalaniu Pomorza" przez Armię Czerwoną.

Z kolei Radosław Sikorski to uczestnik wojny w Afganistanie po stronie antysowieckich bojowników, uchodzący przez wiele lat za służącego amerykańskim interesom neokonserwatywnego jastrzębia. W opublikowanej pięć lat temu rozmowie-rzece z Łukaszem Warzechą „Strefa zdekomunizowana" Sikorski wręcz sugerował, że latając samolotem rządowym wyremontowanym w Rosji, mógł być podsłuchiwany przez rosyjskie specsłużby (przynajmniej taką interpretację nasuwa zdanie: „W tysiącach kilometrów kabli można ukryć wszystko").

Polska polityka wschodnia minionych czterech lat świadczy jednak o tym, że rusofobia nie zawsze owocuje antyrosyjskim awanturnictwem. Może również owocować kapitulanctwem wobec Rosji, jak to miało szczególnie miejsce po 10 kwietnia 2010 roku.

Rosja wyobrażona

W tym kontekście warto się pochylić nad tekstem firmowanym przez reprezentującą PiS Annę Fotygę „Dlaczego milczymy?", który się niedawno ukazał na łamach paru serwisów internetowych. W tekście tym padają argumenty dotyczące zastrzeżeń wobec wizyty patriarchy Cyryla w Polsce: „Pojednanie z narodem rosyjskim nie stanowi w mojej opinii żadnego problemu. Poważną przeszkodę stanowi ciemiężący ten naród »system Putina« i polityka państwa rosyjskiego w stosunku do Polski".

Była szefowa polskiej dyplomacji zaczyna od bieżącej polityki, by dalej pociągnąć refleksję historiozoficzną i cywilizacyjną. "Odwołuje się do dziedzictwa rosyjskiego »srebrnego wieku« (przełom XIX i XX stulecia)" i wymienia takich filozofów jak prekursor współczesnego ekumenizmu Włodzimierz Sołowjow, stwierdzając: „Ich otwarte, przyjazne światu umysły dopuszczały porzucenie przez Rosję narodowego egoizmu".

Anna Fotyga gorzko jednak konstatuje: „Obawiam się, że zamiast 'srebrnego wieku' przyjdzie nam akceptować w moskiewskim prawosławiu ideę Trzeciego Rzymu". Wyjaśnijmy, w tej rodem z XVI stulecia idei, sformułowanej przez mnicha Filoteusza z Pskowa, wyłącznym depozytariuszem wiary chrześcijańskiej jest Wielkie Księstwo Moskiewskie. W późniejszych czasach bywało, że idea Trzeciego Rzymu służyła za uzasadnienie ekspansywnej polityki rosyjskiej (chociaż bynajmniej nie jako doktryna państwowa).

Tekst byłej szefowej MSZ ilustruje to, co można byłoby określić mianem polskiego inteligenckiego pięknoduchostwa. To postawa obca platformerskiemu prowincjonalnemu cynizmowi, który - jeśli chodzi o spojrzenie na to, co się dzieje za wschodnimi granicami - określa dewiza: „moja chata z kraja". Paradoksalnie natomiast retoryka zaprezentowana przez Annę Fotygę mało odbiega od chociażby retoryki Adama Michnika. Mamy tu ciepłe i przyjazne nastawienie do Rosji, ale jako kraju, w którym zarówno władzę polityczną, jak i rząd dusz sprawują dzisiejsi dysydenci. Takiego kraju jednak nie ma.

Tymczasem polityka rosyjska i prawosławie rosyjskie podążają własnymi ścieżkami. I wymykają się rytualnym sporom, jakie w Polsce toczą się wokół polityki wschodniej. Jedno wszakże trzeba przyznać: opowieści o wyróżniającej się na tle reszty klasy politycznej rusofobii PiS należy włożyć między bajki.

Autor jest publicystą. Współpracuje z „Uważam Rze" i serwisem Rebelya.PL

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?