W trosce o stabilność makrofinansową rozwoju gospodarczego kraju, wynik sektora finansów publicznych należy utrzymać przynajmniej przez najbliższe 10–20 lat w przedziale od nadwyżki 3% PKB w latach szybkiego wzrostu do deficytu 3% PKB w latach recesyjnych. W latach 2007–2011, a także przez większość czasu w latach 1990–2006 nasz wynik mieścił się w przedziale od deficytu 2% PKB do deficytu 8% PKB.
Należy zwiększyć stopień aktywności zawodowej w grupie wiekowej 20–65 lat z poziomu 57,6% w 2011 r. i podobnych lub mniejszych poziomów w latach poprzednich do poziomu 63–64%, jaki ma teraz 15 krajów tzw. starej Unii Europejskiej. Podniesienie stopnia aktywności zawodowej o 6 punktów procentowych wymagałoby zwiększenia przez przedsiębiorców liczby miejsc pracy o około 1,5 miliona.
W trosce o rozwój gospodarczy potrzebny do kontynuacji zmniejszania dystansu cywilizacyjnego wobec Europy Zachodniej, należy zabiegać o utrzymanie średniego tempa wzrostu PKB na poziomie 4–5% rocznie. Wymaga to udziału inwestycji prywatnych i publicznych w PKB średnio na poziomie 20–25%, a to z kolei utrzymania wydatków publicznych innych niż inwestycyjne w przedziale 30–35% PKB.
Według danych Eurostatu dług publiczny Polski wzrósł w relacji do PKB z poziomu 45,7% w 2004 r. do 56,3% w 2011 r. Ponieważ rentowności od naszych skarbowych papierów wartościowych są dość wysokie (znacznie wyższe niż w przypadku Czech lub Niemiec), to w tym czasie silnie wzrósł koszt obsługi długu publicznego, wynoszący teraz ponad 40 mld zł rocznie. W najbliższych latach potrzebny jest zatem powrót do znacznie niższego poziomu relacji długu do PKB. Dlatego uważam, że należy uznać cel nr 1 za bardzo ważny, a przy obecnej dużej niepewności w Europie i na świecie – nawet za cel podstawowy.
Na marginesie zachęcam Pana do zainteresowania się polityką fiskalną takich krajów, jak Szwecja, Czechy czy Słowacja. W Szwecji zmniejszono relację długu publicznego do PKB z ponad 70% 15 lat temu do 40,2% w 2007 r. i – pomimo światowego kryzysu finansowego –do 38,4% w 2011 r. Nasi południowi sąsiedzi, ale także Litwa, Łotwa, Dania i Finlandia, również utrzymują tę relację na poziomie około 40%. Kilku krajom udało się ją sprowadzić do jeszcze niższych poziomów: w 2011 r. w Estonii wyniosła ona 6%, a Bułgarii 16,3%. Mamy zatem liczne przykłady krajów, z których doświadczeń Polska mogłaby skorzystać.
Tak jak pisałem w swoim komentarzu rozesłanym do środków masowego przekazu 3 września, najbardziej kontrowersyjne i potencjalnie najbardziej niebezpieczne dla finansów publicznych są Pańskie propozycje dotyczące podejmowania decyzji w sprawie przebudowy systemu emerytalnego w drodze referendum. Jest bowiem prawdopodobne, że większość osób biorących udział w takim referendum opowiedziałaby się za zerwaniem zależności emerytur od składek gromadzonych w I filarze (czyli powrotem do systemu obowiązującego przed 1999 r.) oraz za przekazywaniem dużej części składki emerytalnej do OFE (II filar). W takiej sytuacji wzrosłyby znacznie wydatki na emerytury wypłacane przez ZUS, natomiast zmniejszyłyby się dochody ZUS-u. Tymczasem już teraz w ZUS-ie jest duży deficyt, szacowany na około 60 mld zł. Ten deficyt mógłby wzrosnąć w perspektywie 10–20 lat nawet do 200 mld zł. Stałoby się tak zwłaszcza w przypadku, gdyby rząd powrócił do wieku emerytalnego 60/65 lat. Zatem ta Pańska propozycja pozostaje w jaskrawej sprzeczności z celem nr 1. W dodatku reforma emerytalna Jerzego Buzka będzie teraz sprzyjać realizacji celu nr 2, a więc odejście od niej byłoby sprzeczne z dwoma celami, które uważam za podstawowe dla dobrej polityki gospodarczej.