Sprawa dziennikarskiej prowokacji wobec prezesa gdańskiego sądu, opublikowana przez „Gazetę Polską Codziennie”, oraz wyrok skazujący dla twórcy portalu Antykomor.pl są pozornie różne. Ale naprawdę mają wspólne elementy
Robert Frycz nie dostał wyroku bezwzględnego więzienia. Cóż to jest - ograniczenie wolności i nakaz wykonania 40 godzin prac użytecznych? - spytają niektórzy. W dodatku wyrok jest nieprawomocny, a po ewentualnym uprawomocnieniu jest jeszcze prezydent z prawem łaski... Całkiem możliwe, że z niego skorzysta, dając dowód wspaniałomyślności. I wszystko będzie w porządku.
Otóż nie, nie będzie. Sprawa represji - już następujących w sprawie Antykomora, a prawdopodobnych, jeśli chodzi o sprawę gdańskiego sędziego - ma wspólny element, a jest nim efekt zastraszenia.
Przedstawiciele rządu wypowiadali się w sposób, który łatwo uznać za sugestię, iż sprawców zdemaskowania serwilizmu sędziego należy prześladować karnie
Bo przecież nawet, jeśli druga instancja zdecyduje uniewinnić Frycza, tym bardziej jeśli tego nie zrobi, a on dopiero za kilka lat wygra w Strasburgu, a zwłaszcza jeśli będzie uwolniony od kary na mocy decyzji głowy państwa, efekt zastraszenia i tak zostanie osiągnięty. Społeczeństwo otrzyma - już otrzymało - jasny i silny sygnał: zadzieranie z władzą oznacza co najmniej poważne kłopoty.