Efekt zastraszenia?

Zarówno w sprawie portalu „Antykomor.pl”, jak i prowokacji wobec gdańskiego sędziego społeczeństwo otrzymało jasny i silny sygnał: zadzieranie z władzą oznacza poważne kłopoty - pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 21.09.2012 19:03

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Sprawa dziennikarskiej prowokacji wobec prezesa gdańskiego sądu, opublikowana przez „Gazetę Polską Codziennie”, oraz wyrok skazujący dla twórcy portalu Antykomor.pl są pozornie różne. Ale naprawdę mają wspólne elementy

Robert Frycz nie dostał wyroku bezwzględnego więzienia. Cóż to jest - ograniczenie wolności i nakaz wykonania 40 godzin prac użytecznych? - spytają niektórzy. W dodatku wyrok jest nieprawomocny, a po ewentualnym uprawomocnieniu jest jeszcze prezydent z prawem łaski... Całkiem możliwe, że z niego skorzysta, dając dowód wspaniałomyślności. I wszystko będzie w porządku.

Otóż nie, nie będzie. Sprawa represji - już następujących w sprawie Antykomora, a prawdopodobnych, jeśli chodzi o sprawę gdańskiego sędziego - ma wspólny element, a jest nim efekt zastraszenia.

Przedstawiciele rządu wypowiadali się  w sposób, który łatwo uznać za sugestię,  iż sprawców zdemaskowania serwilizmu sędziego należy prześladować karnie

Bo przecież nawet, jeśli druga instancja zdecyduje uniewinnić Frycza, tym bardziej jeśli tego nie zrobi, a on dopiero za kilka lat wygra w Strasburgu, a zwłaszcza jeśli będzie uwolniony od kary na mocy decyzji głowy państwa, efekt zastraszenia i tak zostanie osiągnięty. Społeczeństwo otrzyma - już otrzymało - jasny i silny sygnał: zadzieranie z władzą oznacza co najmniej poważne kłopoty.

Kancelaria Prezydenta zdystansowała się od wyroku. To miłe. Ale kiedy w zeszłym roku do mieszkania Frycza weszła ABW (skądinąd fakt, że właśnie ta służba uznała za stosowne zająć się sprawą obraźliwych wobec prezydenta treści, był sam w sobie istotnym sygnałem wysłanym do społeczeństwa), prezydencki doradca Tomasz Nałęcz mówił, że Bronisław Komorowski był tym zdziwiony. Wyraził też przekonanie, że prezydent jakoś na to zareaguje - albo działaniami Kancelarii, albo własnymi. I zapewnił, że Komorowski będzie po stronie broniących swobody wypowiedzi.

Nic takiego nie nastąpiło, wolno więc wnosić, że realizowany obecnie scenariusz jest po myśli ośrodka prezydenckiego. Dlaczego? Bo prowadzi do opisanego powyżej efektu zastraszenia.

„Oburzające, łajdackie...”

Do podobnego efektu prowadzić może - jeśli zostanie zrealizowany - scenariusz prawnego rozliczania Pawła Mitera, autora prowokacji skierowanej w prezesa sądu okręgowego w Gdańsku. A może i dziennikarzy „GPC”, która nagłośniła sprawę.

Przedstawiciele rządu wypowiadali się w sposób, który łatwo uznać za sugestię, iż sprawców zdemaskowania serwilizmu sędziego należy prześladować karnie. Premier Tusk w czasie pierwszej konferencji prasowej po wybuchu afery mówił, że należy sprawdzić, czy prowokacja nie była przestępstwem i że tego sprawdzenia powinien dokonać prokurator.
- Brak mi słów, to jest po prostu oburzające i właściwie wprost łajdackie, dokonywanie takich prowokacji - mówił bezpośrednio po publikacji Tomasz Arabski. - Fałszowanie mojego e-maila nie wygląda na wygłup, ale chyba na świadome działanie. Mam nadzieję, że sprawcy tego zostaną odnalezieni, bo to nie są żarty. Tego typu fałszerstwa to już jest naprawdę przestępstwo.

Obie te wypowiedzi trzeba uznać za niefortunne, by określić to jak najłagodniej. Zwłaszcza że miały miejsce w sytuacji, gdy prokuratura wszczęła już (z doniesienia prezesa sądu) śledztwo w sprawie możliwości powoływania się dla uzyskania korzyści na wpływy w różnego rodzaju instytucjach państwowych, samorządowych itp. Może za to grozić więzienie, teoretycznie do ośmiu lat.

Narzuca się tu refleksja. Jeśli prokuratura będzie trwać przy takiej kwalifikacji czynu, to jak zdefiniuje korzyść? Bo trudno tu dostrzec materialną. No, chyba żeby uznać, iż chodziło o zwiększenie sprzedaży „GPC”...

Ale to prowadziłoby nas wprost do kwestii wolności prasy. Nigdy dość przypominania, że w orzecznictwie państw zachodnich, a także tym strasburskim, regułą jest, że w wypadku prowokacji dziennikarskiej wszystkie sytuacje graniczne sędziowie starają się interpretować na korzyść mediów. Uważają bowiem, że dobrem społecznie ważniejszym niż inne, które ewentualnie mogłyby w wyniku dziennikarskiej prowokacji ucierpieć, jest wolność mediów i przede wszystkim możliwość efektywnego sprawowania przez nie funkcji kontrolnej wobec rządzących.

„Nie mam żalu...”

 

Wyższość tego dobra uznał zresztą stosunkowo niedawno nie kto inny, tylko oburzony dziś Tomasz Arabski. W 2010 r. podszyli się pod niego Tomasz Sekielski i Andrzej Morozowski z TVN. Chcieli sprawdzić, czy państwo dobrze chroni tzw. dane wrażliwe. Poprosili więc kilku wojewodów o udostępnienie osobistych danych (prywatne adresy i telefony) szefów policji i straży pożarnej w kilku województwach. Tak jak Miter sfałszowali e-mail od Arabskiego i tak samo użyli w tym celu angielskiego serwisu Sharpmail, który pozwala wysyłać e-maile i esemesy, pochodzące rzekomo od kogoś innego.

Wtedy Arabski zareagował inaczej. - Nie mam żalu. Może to była prowokacja na granicy prawa, ale uprawniona, bo pokazała ważny problem - powiedział.

Dziś i on, i jego szef - premier - wypowiadają się w sposób odmienny, choć sprawdzenie, czy prowadzący bardzo istotną sprawę sąd nie jest serwilistyczny wobec rządzących, wydaje się problemem co najmniej równie ważnym. Co łatwo zrozumieć w ten sposób, że wszystko, co łączy się ze sprawą Amber Gold, powoduje u nich poczucie zagrożenia, a ta emocja z kolei rodzi nerwowość.

* * *

I sprawa Antykomora, i śledztwo dotyczące prowokacji „GPC” wywołują lub mogą wywołać efekt zastraszenia. Zastraszenia i części opinii, wrogiej (dodajmy, że manifestującej tę wrogość często w sposób daleki od dobrego smaku - ale dobry smak nie może być kryterium prawnym) wobec władzy i części mediów.

Być może rządzący uznali, że jest to w ich interesie. Ale na pewno nie leży to w interesie demokracji. Ani w interesie mediów. Większość z nich postanowiła bronić Frycza, kierując się priorytetem praw człowieka. W sprawie „GPC” może się stać tak samo. Ale jeśli jej dziennikarzom naprawdę coś zagrozi, to społeczność medialna będzie miała szansę odegnać to zagrożenie wyłącznie poprzez działania ekstarordynaryjnie intensywne. Adekwatne do wspólnego zagrożenia.

Mam nadzieję, że będzie nas na to stać.

Sprawa dziennikarskiej prowokacji wobec prezesa gdańskiego sądu, opublikowana przez „Gazetę Polską Codziennie”, oraz wyrok skazujący dla twórcy portalu Antykomor.pl są pozornie różne. Ale naprawdę mają wspólne elementy

Robert Frycz nie dostał wyroku bezwzględnego więzienia. Cóż to jest - ograniczenie wolności i nakaz wykonania 40 godzin prac użytecznych? - spytają niektórzy. W dodatku wyrok jest nieprawomocny, a po ewentualnym uprawomocnieniu jest jeszcze prezydent z prawem łaski... Całkiem możliwe, że z niego skorzysta, dając dowód wspaniałomyślności. I wszystko będzie w porządku.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?