Gowin ofiarny

Minister sprawiedliwości zawadza, bo w III RP ma być spokojnie i bez idealizmu. Aż do wybuchu kolejnej afery - zauważa publicysta

Publikacja: 24.09.2012 19:30

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Czekaliśmy i doczekaliśmy się. Magdalena Środa rzuca hasło: „Gowin gorszy niż Amber Gold”, a „Gazeta Wyborcza” tuli do piersi sędziego Ryszarda Milewskiego z Gdańska, sugerując, że dla ministra sprawiedliwości ta sprawa to jedynie pretekst do akcji przeciw Donaldowi Tuskowi. Czy to czegoś nie przypomina? Tak, trzy lata temu dowiedzieliśmy się, że Mariusz Kamiński na czele CBA był nieporównanie groźniejszy niż afera hazardowa.

Widmo IV RP?

O tym, że prokuratorzy i sędziowie często muszą rozważać, co jest ważniejsze   litera czy duch prawa   wie każdy, kto zetknął się z jurysprudencją. W Polsce jednak wypowiedź ministra Gowina na ten temat wywołała histerię skonstruowaną w podobny sposób jak w czasach rządów Jarosława Kaczyńskiego, kiedy to wrzawa wokół wypowiedzi polityków PiS tworzyła atmosferę politycznego kryzysu i neurozy. Nieroztropne zdanie: „Mam w nosie obowiązujące prawo” wyrwano z kontekstu i poddano histerycznej krytyce.
Oczywiście Gowin powinien wiedzieć, że największe emocje nie usprawiedliwiają takiego zdania w ustach szefa resortu sprawiedliwości. Można też przychylić się do opinii, że przedstawiciel rządu nie powinien nakazywać wywiezienia akt z Gdańska do Warszawy. Ale przecież w podobny sposób akta przewożone są do Kancelarii Prezydenta w przypadku rozpatrywania spraw o ułaskawienie! Kreowanie na podstawie błędów ministra zdemonizowanej wizji Gowina jako zagrożenia dla demokracji to groteska. Minister odrzuca sugestie, że chciał osobiście przeglądać akta. Podkreśla, że mieli się tym w Warszawie zająć sędziowie wizytatorzy, którzy mieli mu zdać raport na temat sposobu osądzania spraw.

Większość mediów nie zajmowała się kwestią, czy Gowin w odpowiedni sposób posłużył się procedurami dostępu do akt. Zamiast tego politycy zatrzęśli się w świętym oburzeniu, a publicyści wywołali moralną panikę. Nie dyskutowano o jakości funkcjonowania prokuratury i sędziów, lecz ogłoszono, że „zły” Gowin szykuje autorytaryzm w „pisowskim stylu”. Doktor Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych, uznał wręcz, że niezręczna wypowiedź ministra sprawiedliwości „przywołuje widma IV RP”. Grzmiał: „Pamiętamy słynne stwierdzenie Ludwika Dorna o tym, jak trzeba walczyć z imposybilizmem prawnym, co znaczyło, że prawo nie może być przeszkodą, gdy istnieje polityczna wola zmian”.

Te słowa to pośredni komplement dla formacji Jarosława Kaczyńskiego - dowodzą one, że każdy minister, który chce podjąć walkę z patologiami środowiska prokuratorskiego i sędziowskiego, spotyka się z kontrkampanią kreującą go na podpalacza resortu. Kto próbuje badać, dlaczego sądy były tolerancyjne wobec patologicznego charakteru kariery Marcina P., otrzymuje etykietkę „pisowca”. A wszystko to następuje niedługo po kompromitacji sędziego Ryszarda Milewskiego, które mogło wywołać wrażenie, że środowisko sędziowskie jest uległe wobec obecnej władzy.

Tymczasem to publicyści mainstreamowych mediów lekceważąc afery i neurotycznie reagując, gdy ktoś chce z nimi walczyć, powodują sytuację, w której niemożliwe jest uzdrowienie wymiaru sprawiedliwości. Jeden z dziennikarzy TVN oburzał się niedawno   w kontekście wypowiedzi ministra Gowina o „sitwach”   na polityków, którzy mówią chętnie o przyjaznych przestępcom „układach” w sądach i prokuraturze, ale nigdy niczego nie potrafili udowodnić. Rzecz w tym, że właśnie próby wyjaśniania tych patologii (nie tak znowu częste w ostatnich dwóch dekadach) wywoływały histerie prawniczych i sędziowskich elit, a w ślad za nimi mediów.

W rezultacie osłabieni atakami ministrowie odchodzili, zanim cokolwiek udawało się ustalić. A warto pamiętać, że tropienie patologii w polskim sądownictwie nie jest łatwe: gwarancje niezależności sędziów i prokuratorów, skądinąd ważne i uzasadnione, często uniemożliwiają wykazanie, że dzieją się rzeczy naganne. Członkowie klik pocieszają się już zapewne, że szok wywołany zachowaniem sędziego Milewskiego mija, a słabego Gowina da się przeczekać: już niedługo na ministerialne stanowisko w resorcie sprawiedliwości przyjdzie znów ktoś z prawniczego mainstreamu i powróci błogi spokój. Błoga bezkarność.

Na dwa dni przed środowym posiedzeniem Krajowej Rady Sądownictwa, mającym zadecydować o losie sędziego Milewskiego, „Gazeta Wyborcza” przeprowadza z nim wywiad w tonacji dość życzliwej dla bohatera jednej z największych kompromitacji w polskim sądownictwie. Dziennikarz prowadzący wywiad przypomina, że w „liście do KRS sędzia Milewski stwierdził, że dla ministra Gowina ta sprawa to tylko pretekst”. „Pretekst do czego?”   docieka. „Pan minister ten Gdańsk rozgrywa politycznie dla siebie, takie mam wrażenie”   odpowiada Milewski. „Przeciw premierowi?”   drąży dziennikarz. „Tego nie powiedziałem. To jest polityka. Nie jestem politykiem” - skromnie ucina sędzia. „Oddaję się w ręce sędziów z KRS i mam nadzieję, że podejdą do mojej sprawy zgodnie z literą prawa, a nie z jego duchem”.

Oto bardzo charakterystyczna próbka przygotowywania gruntu pod dymisję Gowina.

Minister, któremu brak podglebia

Na lewicy zakotłowało się nagle od obrońców prawa, lekceważonego ponoć przez ministra . Ryszard Kalisz uznał za stosowne pouczyć Donalda Tuska, że „Jarosław Gowin nigdy nie powinien zostać powołany na stanowisko ministra sprawiedliwości”, gdyż „brak mu podglebia, które umożliwia analizę prawną”.   Minister sprawiedliwości to organ władzy publicznej i jako taki działa tylko na podstawie prawa oraz w granicach prawa. A jeśli on, jako Jarosław Gowin, ma w nosie prawo, to od tego są sankcje   zapowiedział Kalisz tonem prokuratora. A znana feministka Magdalena Środa ogłosiła w charakterystycznym dla siebie stylu, że „wolałaby widzieć ministra kopulującego przed kamerami (...) niż ministra, który publicznie lekceważy sobie praworządność i literę prawa”. Tak, to ta sama Magdalena Środa, która skrytykowała niedawno jednego z prokuratorów za wykorzystanie uprawnień i podjęcie śledztwa wobec znanej piosenkarki za posiadanie marihuany.

W sobotę, chcąc za wszelką cenę podtrzymać ciąg krytyk wobec Gowina, portal „Gazety Wyborczej” sięgnął nawet po dość rzadko cytowany program „Sterniczki”, nadawany w I Programie Polskiego Radia tylko po to, by móc zacytować wypowiedzi jego uczestniczek, które orzekły, że obecny minister sprawiedliwości to „ignorant, arogant, szkodliwy społecznie” i „posługuje się retoryką z PRL”.

Ba, nawet PiS, który powinien rozumieć dramatyzm sytuacji Gowina walczącego z prawniczymi korporacjami, początkowo dołączył do frontu oburzenia - bo tak interpretować można wypowiedź rzecznika partii Adama Hofmana. Dopiero niedawne wystąpienia posła Andrzeja Dudy popierającego Gowina może stanowić sygnał, że opozycja nie chce dobijać ministra   choć akurat przychylna postawa PiS może okazać się pocałunkiem śmierci dla lidera platformerskich konserwatystów.

„Czas zadecydować, czy Jarosław Gowin ma pozostać ministrem”   zadeklarowała sobotnia „Gazeta Wyborcza”, która znów ujawniła swoją prawdziwą naturę: wielkiego kadrowego III RP. Potknięcie, polegające na użyciu frazy „mam w nosie literę prawa”, jest dla obozu liberalnej lewicy wspaniałą okazją, aby raz na zawsze pozbyć się Gowina jako szefa konserwatystów w Platformie i jednocześnie ministra stojącego na drodze obozowi postępu obyczajowego.
Gdyby Gowin był lewicowcem, Małgorzata Środa sławiłaby go za odważne i twórcze dywagacje o potrzebie trzymania się ducha prawa, a nie jego skostniałej litery. Ale że wadził obozowi postępu w sprawie in vitro i ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, dziś Środa stała się fanatyczką literalnego egzekwowania przepisów, a Kalisz wzywa prokuraturę do stanowczości wobec polityka PO. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszyscy w mediach zapomnieli o usłużnym sędzi z Gdańska i dziwnej serii niezwykle łaskawych wyroków dla Marcina P.

Bez idealizmu

Wróćmy jeszcze do Jacka Kucharczyka, wskazującego, że podczas rządów PiS „nagle władza stała się zagrożeniem dla reguł demokratycznego państwa. Dlatego później wprowadzano zmiany w wymiarze sprawiedliwości, z których najważniejszą było rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, żeby utrwalić istotę rząd ów prawa i ograniczyć naginanie prawa pod zamówienie polityczne”.

Charakterystyczne, że Kucharczyk nie podejmuje rozważań, dlaczego rzekomo skuteczne odcięcie prokuratury od rządu nie zmieniło serwilistycznego stosunku sędziego Milewskiego wobec rządu Tuska. Nikt z wtórujących mu publicystów nie zastanawia się, czy dla życia publicznego taka zmiana okazała się dobra, czy nie.

Doprawdy, przypomina się casus Mariusza Kamińskiego, który za ujawnienie afery hazardowej wyleciał ze stanowiska, podczas gdy część jej negatywnych bohaterów (jak np. Mirosław Drzewiecki) nadal z dumą nosi legitymacje partyjne PO.
Osłabiony Gowin musi dziś zmagać się ze zmasowanym atakiem bezkrytycznych obrońców środowiska sędziowskiego, wspieranych przez rewolucjonistów walczących o postęp obyczajowy. To zaskakujące, jak sprawnie te dwa obozy zjednoczyły się, aby utrącić nielubianego ministra.

Minister zawadza, bo w III RP ma być spokojnie i bez idealizmu. A na pewno bez konserwatywnego idealizmu.

Autor jest publicystą tygodnika „Uważam Rze”

Czekaliśmy i doczekaliśmy się. Magdalena Środa rzuca hasło: „Gowin gorszy niż Amber Gold”, a „Gazeta Wyborcza” tuli do piersi sędziego Ryszarda Milewskiego z Gdańska, sugerując, że dla ministra sprawiedliwości ta sprawa to jedynie pretekst do akcji przeciw Donaldowi Tuskowi. Czy to czegoś nie przypomina? Tak, trzy lata temu dowiedzieliśmy się, że Mariusz Kamiński na czele CBA był nieporównanie groźniejszy niż afera hazardowa.

Widmo IV RP?

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?