Rozległy się głosy oburzenia. Jak łatwo przewidzieć, powstał rychło list otwarty, w którym największe autorytety – w tym Kora Jackowska, prof. Jan Hartman, prof. Magdalena Środa – wyrażają sprzeciw wobec indoktrynowania studentów na państwowej uczelni, począwszy już od tak sformułowanego aktu ślubowania. Ogłaszają, że to jawna dyskryminacja z powodu poglądów, i zapowiadają, że będą kibicować studentowi w ewentualnej sprawie sądowej.
Ale tak naprawdę było trochę inaczej. Żadnego listu otwartego nie było, jako że ślubowanie nie dotyczyło idei chrześcijańskich ani myśli Akwinaty, tylko „ideałów sztuki, humanizmu i demokracji”. Tak wymyśliła sobie Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku. Reszta się zgadza: pan Gilewicz odmówił złożenia tak brzmiącego ślubowania, tłumacząc to sprzecznością z własnymi poglądami, zatem jemu z kolei odmówiono przyjęcia w poczet studentów.
Skoro przeciwko temu jawnemu aktowi dyskryminacji w związku z poglądami nie protestują ani Kamil Sipowicz, ani Kora, ani nawet Ramonka, przeto zaprotestuję ja. Całkiem serio, bo sprawa jest poważna.
Przede wszystkim należy się panu Gilewiczowi szacunek za to, że potraktował rotę ślubowania poważnie i przejął się jej treścią. 99 procent jego rówieśników powtórzyłoby bezrefleksyjnie te dyrdymały, a jeśliby trzeba było, mogłoby ślubować wierność Odynowi lub Cesarstwu Austro-Węgierskiemu.
Po drugie – nie byłoby sprawy, gdyby chodziło o prywatną uczelnię (o ile oczywiście nie mielibyśmy pochwalania w rocie ślubowania totalitaryzmów.) Ale mówimy o uczelni publicznej, finansowanej także z moich pieniędzy. Konia z rzędem temu, kto wyjaśni mi, po kiego grzyba przyszli graficy czy malarze mają ślubować wierność ideałom demokracji czy humanizmu? Na publicznej uczelni można ślubować wierność krajowi czy bycie dobrym Polakiem. Ale wierność „ideałom humanizmu”?