Sformułowana przez Radosława Sikorskiego zapowiedź zwrócenia się przez Polskę do Unii Europejskiej o interwencję w sprawie smoleńskiego wraku, wywołała lawinę komentarzy ze strony polityków i publicystów. Niektóre z nich były interesujące, inne – znamienne.
I tak oto ministra Sikorskiego poddał fundamentalnej krytyce... Leszek Miller. – Takie kwestie załatwia się inaczej, po to wymyślono tajną czy poufną dyplomację, żeby ją stosować. Natomiast gdy Rosjanie usłyszeli to, co usłyszeli, odnieśli wrażenie, że ich się stawia pod murem, i nie zrobią niczego, co w ich mniemaniu nadwyrężałoby ich pozycję w tej sprawie – mówił szef SLD.
W ciągu ostatnich kilku lat Miller parokrotnie dawał wyraz, określmy to eufemistycznie, intensywnej empatii wobec rządzących Rosją, którzy zaprosili go do Klubu Wałdajskiego – elitarnego grona znawców tego kraju, spotykających się z Władimirem Putinem. Na łamach „Nowych Izwiestii" cieszył się (jak się okazało, przedwcześnie), że „rząd ma zamiar dopuścić rosyjski kapitał do prywatyzacji giganta energetycznego Lotos, co samo w sobie jest przełomem w relacjach dwustronnych". Jego sprzeciw wobec deklaracji Sikorskiego nie dziwi więc.
Podobnie trudno się dziwić politykom Ruchu Palikota, którzy – jak ujął to Andrzej Rozenek w rozmowie z rosyjskim rządowym „Głosem Rosji" – „kwestionowali sam sens i konieczność tej wizyty [Sikorskiego w Moskwie] oraz zwrócenia się do Rosji, a także podawali w wątpliwość orędzie w tej sprawie do Unii Europejskiej". Przecież już tylko ktoś wyjątkowo naiwny mógłby nie dostrzegać, że pośród polskich partii politycznych to właśnie palikotyści (ze swym wodzem na czele) najkonsekwentniej przy każdej możliwej okazji zajmują stanowisko zgodne z interesami Kremla, przy czym często czynią to nad wyraz emocjonalnie.
Ale stanowisko podobne do wyartykułowanego przez Millera zajęło wielu polityków i obserwatorów, w których ustach jest ono mniej oczywiste.