W ciągu kilku dni, jakie upłynęły od chwili ogłoszenia przez Benedykta XVI swej rezygnacji, światowe media przedstawiły mnóstwo faktów – ważnych i niekoniecznie, opinii – mądrych i niezupełnie. Chyba najzabawniejsze są – wygłaszane przez osoby darzące umiarkowaną sympatią Kościół i papieża osobiście – komentarze, że instytucja ta zupełnie ostatnio straciła na znaczeniu. Rzeczywiście – najlepszy na to dowód, że ustąpienie jej zwierzchnika jest powszechnie omawiane jak świat długi i szeroki... Również przez tych, którzy odmawiają Kościołowi większego znaczenia.
Rdzeń chrześcijaństwa
Nie brak oczywiście opinii mądrzejszych. Nie zauważyłem jednak, by ktoś przyjrzał się i wyciągnął wnioski z tego, czemu poświęcał gros swego czasu oraz duchowego i intelektualnego wysiłku Benedykt XVI. Powszechnie wprawdzie przypominano, że wydał trzy encykliki, odnotowano ich tytuły i tematykę, zauważono też jego ostatnie, trzytomowe dzieło teologiczne. Jakie jednak płyną z tego wnioski? Czemu poświęcone są jedyne, niestety, trzy encykliki, a więc najważniejsze papieskie dokumenty autorstwa ustępującego papieża? Nadziei i miłości. Czwarta, która nie zostanie wydana, przynajmniej jako dokument papieski, dotyczyć miała wiary. Wiara, nadzieja i miłość – trzy cnoty teologalne, serce chrześcijaństwa.
Benedykt XVI był papieżem czynu. Umiał podejmować ważkie decyzje, np. zdejmując ekskomunikę z biskupów lefebrystów
A jaki jest temat trzytomowego dzieła, które jeden z najwybitniejszych żyjących teologów Joseph Ratzinger napisał akurat wtedy, gdy pełnił najważniejszy w Kościele urząd – namiestnika Chrystusowego? Tematem jest Jezus Chrystus. Nie jest ono przy tym poświęcone analizowaniu jakichś wybranych aspektów życia Zbawiciela – to jest fundamentalny, a przy tym pisany z bardzo osobistej perspektywy, traktat o Tym, którego śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie jest fundamentem chrześcijaństwa.
Podstawowe dzieła Benedykta dotyczą – jak widać – rdzenia wiary, rdzenia chrześcijaństwa. Tu nie ma miejsca na wątki poboczne. Nie ma też wątpliwości, że to bardzo świadomy zamysł.
Nawiasem mówiąc, niedokończona encyklika o wierze jest także faktem znaczącym. Po pierwsze – znak to widomy, że ostateczna decyzja o rezygnacji, aktualizująca tę wcześniejszą, zasadniczą, musiała zapaść nagle. Do ukończenia zabrakło zapewne miesięcy, a proklamowany przez Benedykta rok wiary jeszcze się nie skończył. Po drugie – publiczne poinformowanie o nieukończonym tekście to kolejny precedens. Dotychczas o niedoszłych encyklikach nie dowiadywaliśmy się wcale albo w najlepszym razie słyszeliśmy po latach, gdy jakiś dociekliwy badacz wyszperał w archiwum zarzucony z jakiegoś powodu projekt.