Sprawa odebrania dzieci rodzinie Bajkowskich z Krakowa odsłoniła mechanizmy, które wykraczają poza jednostkowy przypadek. Do świadomości Polaków przebiła się wiedza, jak silnie państwo może ingerować w sprawy rodzinne. Ponownie wracamy więc do pytań o granicę ingerencji państwa w życie prywatne oraz kontroli państwa nad dziećmi. Przyglądając się przypadkowi Bajkowskich, nawet przy niepełnych danych, obraz wydaje się niepokojący.
Odseparowanie trzech synów od rodziców wywołało nie tylko kontrowersje medialne. Podkreślmy, zarówno rzecznik praw dziecka, jak i prokurator wskazali, że można było zastosować łagodniejsze środki. Z opinii rodziny, sąsiadów i szkoły nie wynikało bowiem, aby dzieciom państwa Bajkowskich groził uszczerbek na zdrowiu, a tym bardziej życiu. Warto dodać, że ich średnia ocen w szkole wynosi powyżej 4.6.
Faktem jest, że Bajkowscy tolerowali kontrowersyjne metody wychowawcze – czego zresztą ojciec nie ukrywał. Ale czy rzeczywiście potrzebne było tak radykalne rozwiązanie? Czy nie mamy do czynienia ze sporem o ideologię wychowawczą? Wreszcie co nas, obywateli, powinno niepokoić w tej sprawie?
Jak ksiądz i adwokat
Kluczową rolę w zrozumieniu krakowskiego dramatu odgrywają terapeuci. Wystąpili oni w podwójnej roli. Najpierw jako ludzie niosący pomoc psychologiczną, a następnie jako narzędzia władzy państwa.
Przypomnijmy, Bajkowscy dobrowolnie zgłosili się do ośrodka terapeutycznego w Krakowie. Nie zgodzili się jednak z opinią terapeutów, i jak się wydaje, w tym miejscu nastąpił moment krytyczny. Po decyzji o zerwaniu kontaktów z ośrodkiem terapeuci dokonali transpozycji z funkcji pomocy psychologicznej na funkcję władzy. I przekazali sprawę organom władzy. Ten moment budzi poważne wątpliwości etyczne.
Czy nie zostały złamane dobre praktyki tego zawodu, szczególnie tajemnica zawodowa? Dane o rodzinie Bajkowskich bez ich zgody zostały wszak przekazane, złamano więc tajemnicę pacjent – terapeuta. Dotychczas terapeuci byli traktowani jako zawód zaufania publicznego. Warunkiem sine qua non jego wykonywania jest dyskrecja i tajemnica. Terapeutę można porównać z lekarzem, księdzem czy adwokatem. Czy wyobrażamy sobie sytuację, gdy klient zrywa współpracę z adwokatem, a ten przekazuje dane o jego sprawie komu innemu? Albo księdza odsłaniającego komuś tajemnicę spowiedzi, bo penitent jej nie dokończył, gdyż np. okazał się być niewierzącym?