Na historię byłego posła PO można spojrzeć w dwóch wymiarach: społeczno-politycznym i prawnym. W tym pierwszym wymiarze widzimy Rokitę jako ofiarę: „To nie był niezawisły sąd”, „ktoś przekręcił wajchę”, „niesprawiedliwy wyrok”, „będę musiał szukać miejsca tam, gdzie niesprawiedliwość RP mnie nie dosięgnie, czyli poza granicami Polski”. To jego własne słowa. Brzmią bardzo teatralnie, pewnie przekonują część opinii publicznej, że politykowi, który zszedł ze sceny, dzieje się krzywda, że padł ofiarą zemsty mściwego państwa lub politycznych wrogów.
To smutne, że człowiek, który był przymierzany do premierowskiego fotela, osoba publicznie znana i szanowana, nie przyjmuje z honorem tego wyroku, który jest konsekwencją jego własnych słów. Zachowuje się jak klasyczny sądowy pieniacz (typ dawno już naukowo zdefiniowany i opisany), który po przegranej obraża się i oskarża wszystkich o spisek czy zmowę skierowaną przeciwko sobie.
Sądy są pełne ludzi, którzy nie mogą pogodzić się z porażką i głośno krzyczą o swoich krzywdach. Czego innego jednak oczekuje się od kogoś pokroju Rokity, od człowieka, który wciąż jeszcze może odegrać ważną rolę w polskim życiu publicznym, o którym się wspomina w kontekście nowych projektów politycznych.
Teatralne podważanie fundamentów państwa i jego instytucji, twierdzenie, że niszczą życie dobrym zasłużonym obywatelom, bardzo mocno narusza wizerunek polityka państwowca, jakiego znaliśmy przed laty.
Sprawa Rokity ma też swój wymiar prawny. Ten wyrok nie jest precedensem ani czymś nadzwyczajnym. Przed polskimi sądami tego typu spraw jest bardzo wiele. Jan Rokita przegrał, gdyż nie potrafił wykazać swoich racji, uwiarygodnić wypowiedzianych kiedyś publicznie słów naruszających dobre imię drugiego człowieka, który domagał się satysfakcji. Co więcej, miał dużo czasu, aby sprawę z Kornatowskim korzystniej dla siebie załatwić i na przykład zawrzeć ugodę.
Jeśli coś może dziwić w tej sprawie, to konsekwencje wyroku sądowego dla Rokity – a są one bardzo dotkliwe. Jak mówi sam eksposeł: „W moim wieku to oznacza egzekucję do końca życia”. Sąd powinien w takiej sprawie kierować się zdrowym rozsądkiem. Wyrok nie może rujnować pozwanego. Wystarczy spojrzeć w orzecznictwo Sądu Najwyższego. Wielokrotnie zwracał on uwagę na to, że sąd powinien oceniać nie tylko skalę naruszenia, ale także możliwości finansowe pozwanego. W przypadku Rokity sąd przyjął wymiar kary raczej jakby miał do czynienia z celebrytą procesującym się z tabloidem o „nagą pierś”.
Dla Jana Rokity to sprawa honoru. „On jest człowiekiem, który ma bardzo silne poczucie nie tylko godności osobistej, ale też przywiązania do prawdy” – tłumaczy postawę swojego byłego (a może i przyszłego) partyjnego kolegi Jarosław Gowin, do niedawna minister sprawiedliwości. Idąc tym tropem, Rokita honorowo powinien zachować się do końca. Powinien z honorem przyjąć wyrok, zamiast ubierać się w szaty skrzywdzonej przez państwo ofiary.