Wyludniamy się w zastraszającym tempie. To przed czym przestrzegali demografowie i o czym wciąż słyszeliśmy na zasadzie „za 20 lat będzie nas o 3 mln mniej, będziemy starsi, nie będzie młodych" dzieje się właśnie teraz. Czarna seria podawanych ostatnio przez GUS danych nie pozostawia złudzeń - rok 2013 może przejść do historii jako początek demograficznego pandemonium.
Sytuacja Polski jest specyficzna. Dramatycznie specyficzna. W naszym przypadku nie chodzi tylko i wyłącznie o małą liczbę rodzących się dzieci. Tak jest na przykład w Niemczech, ale nasi zachodni sąsiedzi ratują się asymilacją cudzoziemców. U nas na niski wskaźnik dzietności nakłada się wielka ucieczka młodych za granicę i brak polityki imigracyjnej.
Kontynuacja tego stanu rzeczy, w krótszej a nie dalekiej perspektywie, prowadzi do katastrofy. Mało ludzi to nie tylko niższy rozwój, mniej innowacji i energii. To także mniejsze znaczenie na arenie międzynarodowej zatem mniejsza podmiotowość, mniejszy wpływ na decyzję w Brukseli, a nawet mniej pieniędzy z Unii Europejskiej. Generalnie - słabsza pozycja międzynarodowa. Siła narodów jest siłą ich ludzi. By się o tym przekonać wystarczy spojrzeć na mapę świata i porównać liderów na poszczególnych kontynentach z ich liczebnością.
Brak dzieci
W tym roku więcej Polaków umrze, niż się urodzi – można wyczytać z danych GUS za cztery miesiące tego roku. W tym czasie urodziło się zaledwie 121 tys. dzieci, a umarło 142 tys. Mamy zatem przewagę zgonów nad urodzeniami, czyli tzw. ujemny przyrost naturalny na poziomie 20 tys. osób. Tak źle nie było od ośmiu lat, a mamy „szansę", że ten rok będzie najgorszy od blisko 70 lat, czyli czasu zakończenia wojny. Ostatni raz ujemny przyrost odnotowaliśmy – był to jedyny taki okres po II wojnie - w latach 2002–2005. Wtedy przewaga zgonów nad urodzeniami wynosiła od 3,9 tys. do 14,1 tys. osób rocznie. Najgorzej było w 2003 r. Wtedy właśnie przewaga zgonów nad urodzeniami przekroczyła 14 tys. Później saldo demograficzne się poprawiało, w 2010 r. doszło nawet do poziomu 35 tys. osób. Ale na tym pozytywny trend się skończył. Już w ubiegłym roku otarliśmy się o minus – urodzeń było 386 tys., a zgonów 385 tys. Jeśli utrzyma się tendencja z pierwszych czterech miesięcy ten rok będzie najgorszy w powojennej historii.
Dlaczego w Polsce nie rodzą się dzieci? Lewicowe środowiska przekonują, że to naturalny proces w bogacących się społeczeństwach. – Nic nie można z tym zrobić, ludzie po prostu nie chcą potomstwa – przekonują. Tyle, że przeczą temu fakty.