Jakieś trzy, a może cztery okulary przeciwsłoneczne temu, znajoma pochwaliła mi się zakupem żółtej torebki. Wybierała się na urlop. Jaskrawa, żółta torebka miała być - jak twierdziła - hitem europejskich promenad. - Kobieto, cała Polska już nosi żółte torebki! - zapewniała. Jako ta gapa, która raczej podziwia chmurki niż chodniki, niczego takiego dotychczas nie zauważyłam. Zanim jednak zdążyłam przekonać się, że z żółtymi torebkami coś jest na rzeczy, lato minęło. Moda na torebki w stylu kompletnie niekompatybilnym do strojów jesiennych i zimowych przemknęła bezszelestnie, zanim zdążyła się przyjąć. Przepadła i moja szansa, by choć raz w życiu kupić sobie torebkę w kolorze kanarka. Większość Polek z tej próby sensu, smaku i elegancji także wyszła zwycięsko.
Wstawianie łacińskiej litery „q”, gdzie tylko się da jest jak kurczowe trzymanie się przebrzmiałej mody na bezsensowne, żółte torebki. Gdy ktoś po raz pierwszy, dla żartu, zastosował w polskiej pisowni w niebanalny sposób literę „q”, mogło to wydawać się świeże i dowcipne. Dziś, coś takiego jest już tylko opowiadaniem po raz setny tego samego kawału z nadzieją na sukces towarzyski.
„Quadrans qultury” ma być przynętą dla młodzieży. Jego nazwa to kuszące opakowanie czegoś, co bez takiego uatrakcyjnienia, w pojęciu autorów, ma odpychać. Nie chodzi tu o słowo „kwadrans”, niestety. Słowu „kwadrans”, jako emocjonalnie obojętnemu, trafiło się przy okazji, jak tej szarej myszce, która kręci się koło pięknotki.
Łacińskie „q” dawno temu rozłożyło się na polskie, nudne „kw” w większości wyrazów odziedziczonych przez nas w pakiecie kultury śródziemnomorskiej. Jeżeli więc litera „q” w dowcipnej nazwie audycji ma oznaczać dźwięk „kw”, to wychodzi nam nazwa - „Kwadrans kwltury”. Jeśli zaś „q” ma brzmieć jak „k”, to chodzi o „Kadrans kultury”. Na tym nie koniec pysznego, godnego ustawicznej satysfakcji intelektualnej rebusu z łacińską literą „q”, która tak pochopnie rozłożyła się na polskie głoski, że aż brzydko patrzeć. Program oferuje i dział „qino”, czyli, być może, „kwino”. Ale skoro jednak o kinie ma być mowa, to znaczy, że mamy do czynienia z kadransem kultury. Tak, z kadransem, bo biją nas też po oczach napisem „qrążek”. Czy to może jednak jest „kwrążek” do kompletu? Mamy więc cały bukiet tego kwiatu. Ładniutki, jak ulice żółte od torebek. Człowieku młody, wykształcony, z większego ośrodka! Szczerze ci współczuję takich programów. A jeśli wydają ci się one zabawne, to współczuję tym gorliwiej.
Z niby - kontrkulturową otoczką audycji harmonizuje figlarny tok narracji w stylu „Jestem szalona” redaktorki prowadzącej, upozowanej na damskiego Owsiaka. - „W ramach tego festiwalu nie tylko wystawy, ale również performance”, „Od wczoraj w kinach komedia”, „Z kolei w galerii” – „leci” ona głównie sieczką słowną złych, telewizyjnych wzorów