Łączę się duchem z rodzicami przyszłego króla (lub królowej) Anglii oraz (awansem) z samym dzieciątkiem, które może się przecież na dobre pożegnać z prywatnością i beztroską – od pierwszej do ostatniej chwili swego życia będzie własnością narodu i świata.
Patrząc na ludzi koczujących pod Buckingham Palace, zastanawiam się też jednak, co musiałoby się stać w Polsce, byśmy umieli do tego stopnia zjednoczyć się przy czymś dobrą myślą? Ja wiem, że to banalna konstatacja: zjednoczenie w walce czy smutku wychodzi nam świetnie, historia nieraz dała nam szansę ostro w tej konkurencji potrenować. Czy naprawdę nie warto jednak uparcie szukać odpowiedzi na pytanie: co musiałoby się zdarzyć, żebyśmy stanęli ramię w ramię, uśmiechnięci, pełni nadziei i szczęśliwi?
Tak jakoś mamy, że zamiast wybudować porządnie jeden dom, wolimy z hukiem zaczynać i pokłóceni nie kończyć dziesiątki spektakularnych wież Babel. Mieląc w wojennych młynach nawet nasze sukcesy i legendy. To, rzecz jasna, nie tylko polska specjalność. W RPA, gdzie obecnie jestem, w każdej szanującej się księgarni jest osobny dział poświęcony ich narodowej dumie, Nelsonowi Mandeli. Na lotnisku w Johannesburgu jest „prezydencki” sklep z koszulami à la Mandela i wszystkim, na czym tylko dało się umieścić twarz południowoafrykańskiej legendy. Pod szpitalem, w którym Mandela gaśnie, wciąż gromadzą się ludzie, chcący po prostu wyrazić mu wdzięczność. Nawet tu jednak w tle toczy się wojna. Politycy prześcigają się w dzieleniu schedy, a jeden z wnuków Mandeli przeniósł właśnie do swojego miasta groby trójki dzieci byłego prezydenta, w nadziei, że gdy senior rodu umrze, również zostanie tam pochowany, a wtedy to on będzie kustoszem pamięci, nie inni.
Polityka, sport, historia, żeby nie wiem jak nas łączyły, zawsze będą też dzielić. Nie ma co wpadać w przesadę, brytyjskie tabloidy zbliżają się właśnie do punktu, w którym rozwiązanie księżnej Kate zaczną określać mianem „drugiego Betlejem”, ale ja myślę, że i nam przydałaby się dziś jakaś monarchia. Nie po to, by ktoś nami rządził, ale po to, byśmy wreszcie, choć raz w życiu, mogli poczuć, jak to jest, gdy najważniejszą sprawą dla narodu, czymś, co wypędza nas na ulice i każe brać się za ręce, nie jest czyjaś śmierć, lecz narodziny dziecka.
Autor jest twórcą portalu stacja7.pl