Spór o finansowanie z budżetu partii politycznych to w istocie spór o funkcjonowanie demokracji. Może być albo tak, że finanse wyborcze partii są przejrzyste i pod kontrolą obywateli, albo właściciele kapitału mają te partie w kieszeni. Inwestycja w politykę jest jedną z najbardziej rentownych, gdyż kupowanie decyzji politycznych i gospodarczych daje już na starcie przewagę nad konkurencją i pozwala osiągać sponsorom kampanii wyborczych uprzywilejowaną pozycję na rynku. Dlatego biznes i korporacje nie żałują politykom pieniędzy.
Stosunkowo skąpy jest natomiast wobec partii budżet państwa. W stosunku do liczby ludności i wysokości PKB dotacje dla partii politycznych są u nas od kilku do kilkunastu razy mniejsze niż w innych krajach europejskich. W tym również w porównywalnych z nami krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Czy to znaczy, że partiom brakuje pieniędzy na kampanie wyborcze? Nic podobnego. Ich problemem, a mam tu na myśli jedynie partie liczące się w walce o władzę, jest zmieszczenie swoich wydatków w ustalonym prawem limicie.
Sztaby wyborcze Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska przekroczyły w 2005 roku limity wydatków wyborczych podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi – wynika z raportu Fundacji Batorego. Czytamy w nim, że sztab wyborczy Kaczyńskiego wydał na kampanię prezydencką ponad 18,4 mln zł, a Tuska – ponad 16,8 mln zł.
Pułapka prywatnego sponsoringu
Limit wydatków ustalony w rozporządzeniu ministra finansów wynosił w tym roku 13,8 mln zł. Takie są problemy z oficjalnie podawanymi danymi na ich temat. A przecież jest czymś powszechnie znanym, że partie przyznają się tylko do części ponoszonych wydatków. Jestem przekonany, że wkład sponsorów prywatnych nieformalnie wspierających kampanie z naruszeniem prawa jest co najmniej równie wielki jak budżetu, a w niektórych wypadkach, zwłaszcza na szczeblu lokalnym, o wiele większy.
Ludzie nie lubią partii politycznych, więc nie chcą, aby pieniądze z ich podatków zasilały kasy partyjne. Nie rozumieją jednak, że to i tak tańsze rozwiązanie, niż pozostawienie partii wyłącznie na garnuszku prywatnych sponsorów. Wiadomo bowiem, że wówczas urzędujący, rządzący „wybrańcy narodu” będą się kierować już wyłącznie interesem biznesu, a nie ogółu społeczeństwa. Partie opozycyjne protestują przeciw wycofaniu dotacji państwowych nie z obawy przed brakiem środków, tylko dlatego że brak dotacji spowoduje trudność w wytłumaczeniu, skąd mają, od kogo wzięły mimo wszystko miliony złotych na kampanie wyborcze.