W roku ubiegłym promowano „Pana Tadeusza", w bieżącym zaś – komedie Aleksandra Fredry. Tegoroczną akcję dzielił krótki odstęp czasu od burzliwej dyskusji dotyczącej zestawu lektur obowiązkowych w gimnazjum. A wśród nich brakuje – co wywołało niedawno sporo emocji – właśnie „Pana Tadeusza". Ale za to jest – cóż za ulga – „Zemsta".
Biedny Fredro. Kiedyś był atakowany przez Seweryna Goszczyńskiego za to, że uprawia literaturę – jak na tamtą epokę – po prostu rozrywkową, zamiast mierzyć się z dramatycznymi wyzwaniami okresu zaborów. Tymczasem autor „Pana Jowialskiego" od 137 lat, czyli odkąd nie żyje, nie ma już na nic wpływu. Ale z pewnością dziś jego dzieła nie zrewoltują polskich nastolatków. A „Pan Tadeusz"?
Zdaniem posła Platformy Obywatelskiej, Marka Plury, poemat Adama Mickiewicza ma wydźwięk rewizjonistyczny. Polityk ten uważa, że owo dzieło „każe" tęsknić za Litwą, „gdzie Polski już nie ma". Jest to więc – taki płynie wniosek – utwór anachroniczny, który nie przekazuje niczego istotnego na temat teraźniejszości.
Ciekawe, co w tej sprawie myśli prezydent Komorowski. Rok temu promował on bowiem „Pana Tadeusza". Ale może Narodowe Czytanie, wobec którego można przejść obojętnie, to jedno, a – by użyć uroczego sformułowania posła Plury – „katowanie" młodzieży lekturą obowiązkową to drugie? Tak czy inaczej stajemy wobec kwestii, czy największe dzieła rodzimej literatury będziemy traktować w charakterze muzealnego eksponatu, czy też jako żywe dziedzictwo kultury warte twórczej refleksji.
Bo oczywiście politycy oficjalnie zapewniają nas, że niezależnie od tego, jakie decyzje podejmuje resort edukacji, Mickiewicz wielkim poetą był. Gorzej, że wielu z nich nie potrafi powiedzieć, dlaczego. Może więc nie pozostaje nic innego jak „resetowanie się" komediami Fredry.