scenę rozmowy przeklętych kochanków w zrujnowanym kościele, z krucyfiksem odwróconym do góry nogami. Tworzą sceny, które widz zapamiętuje na długo: jak wesele z
Tulipanów
, miłosna scena z
Róży
, morderstwo dłużnika z
Chrztu
, orgia czerwonoarmistów z
Yumy
, „amerykańskie” zakończenie z
Daas
, wirtualne podróże bohaterów w
Sali samobójców
. Być może, w przeciwieństwie do „pokolenia Wajdy”, sceny te mają jedynie filmowy rodowód, są przetworzonymi z innych filmów obrazami, którymi nasyceni są ci nieliczni polscy reżyserzy-kinofile – ale obrazy te, przez tożsamość ich twórców, gdzieś tam docierają również i do realnej strony polskich spraw, nadając im uniwersalny wymiar.
Skoro jednak jest tak dobrze – parafrazując słowa trenera Górskiego – to czemu jest tak źle? W zasadzie nie ma polskiego kina na najważniejszych międzynarodowych festiwalach filmowych. Nagrody na festiwalach odbywających się za górami za lasami nie zmieniają tego smutnego stanu rzeczy. Nie ma nas w Cannes, w Berlinie, w Wenecji. Jeśli przychodzi polskiemu reżyserowi dostać nagrodę, to nie w najważniejszych kategoriach – gdzie liczy się naprawdę merytoryczna i formalna wartość kina – lecz za polityczne bądź obyczajowe zaangażowanie (jak berlińska nagroda dla Małgorzaty Szumowskiej za
W imię…
), czy za całokształt (jak wenecka nagroda dla Andrzeja Wajdy).
Może problem tkwi w polskim szkolnictwie artystycznym, obsadzonym wyznawcami „szkoły Kieślowskiego”, każącej skupić się przede wszystkim na przaśnym realizmie i kierowaniu kamery „na siebie” (a jak twórca jest pusty w środku, to, co może uchwycić ową kamerą?). Może w systemie finansowania polskiego kina, w którym błogosławiona rola PISF-u (sprawiedliwie wyrywającego mamonę na polskie kino od mediów) kłóci się z jej rolą niszczycielską (formatującą rękami „specjalistów” lotne pomysły kolegów po fachu, finansowo uwalniając polskich filmowców od rynkowej konfrontacji)? A może w braku producentów z prawdziwego zdarzenia, potrafiących zaryzykować (także i swoją) kasę, realizując filmowe wizje? To z pewnością pytania, na które trzeba znaleźć odpowiedź, jeśli polskie kino, mającą potencję, stać się ma liczącym się na rynkach, nie tylko polskich, poważnym graczem.