Gdzieś na końcu świata jacyś terroryści zastrzelili setkę osób, co to ma wspólnego z  życiem nad Wisłą? Więcej, niż nam się wydaje.

Al-Szabab, organizacja, która przeprowadziła atak w Kenii, od lat walczy o przejęcie władzy w Somalii. Stojące na jej czele religijno-polityczno-biznesowe oszołomy to tylko zapalnik. Bomba składa się tu z  zastępów młodzieży, dla której nie ma różnicy, czy trudni się (przetrzebionym już dziś mocno) piractwem, czy strzela w ulicznych gangach. Ich nie trzeba nawet specjalnie werbować. Ta część Afryki to kontynent młodych ludzi, którzy bardzo wcześnie dorastają, zauważając, że świat nie ma im do zaproponowania literalnie nic. Nie mają za co jeść, nie marzą nawet o tym, by się uczyć. Gdy uda im się wyrwać na emigrację – powielają przywiezione z kraju, oparte na przemocy, wzorce.

Łatwo jest sklasyfikować terrorystów z Al-Szabab wyłącznie jako religijnych świrów, przesuwając zjawisko w obszar spraw nierozwiązywalnych (bo jak wleźć do czyjegoś sumienia). Tylko czy w północnej Afryce wszyscy marzą o wprowadzeniu szariatu, bo uwielbiają patrzeć na kamienowanie cudzołożnic? A skąd! Oni wierzą, że już tylko szariatem da się zrobić porządek z lepkorękimi politykami, uchronić biednych od śmierci z głodu. Czy pozbawione ojców (bo ci zginęli) pokolenie nastolatków z Al-Szabab, którym dowódcy wyświetlają ostrą pornografię (a w najlepszym razie bollywodzkie romansidła), wmawiając, że to reportaże nagrane przez ich kolegów w raju, byłoby tu, gdzie jest, gdyby nasza bogata Północ choć odrobinę inaczej dzieliła swoje dochody?

Terroryzm nie ma dziś adresu. Cyniczni ideolodzy Al-Kaidy podróżują obecnie po całym świecie (często z amerykańskimi czy unijnymi paszportami), zagnieżdżając się wszędzie tam, gdzie w emigrantach z Południa rośnie frustracja, gdzie upokarzają ich ekonomiczne nierówności. W samej Wielkiej Brytanii, według specjalistów, żyje co najmniej pięćdziesięciu związanych z Al-Szabab Somalijczyków z brytyjskimi paszportami, gotowych w każdej chwili do przeprowadzenia ataku metodą „samotnego wilka”.

Myśląc o tym, co ja, w bogacącej się Polsce, zrobiłem, żeby ich życie potoczyło się inaczej, stawiam sobie też inne pytanie. Gdy któryś z nich przystawi mi kiedyś w jakimś sklepie pistolet do głowy i każe wygłosić szahadę, czy zachowam się tak, jak powinienem, czy zacznę sobie tłumaczyć, że przecież to tylko słowa, że najważniejsze jest ocalić życie, że przecież jeśli teraz ich oszukam, to będę w stanie jeszcze tyle zrobić. Co będzie, gdy ktoś zechce sprawdzić, co jest fundamentem mojego sytego europejskiego życia – zachłanność czy miłość?

Autor jest twórcą portalu stacja7.pl