Czy wszyscy Polacy to „pożyteczni idioci”?

Żarliwość obrońców upadającej energetyki atomowej jest powiązana z marzeniem o „polskiej bombie atomowej”. Przypomina słowa powojennej piosenki: „jedna bomba atomowa i wrócimy znów do Lwowa” – pisze dyrektor Greenpeace Polska.

Publikacja: 17.11.2013 22:25

Greenpeace protestuje zarówno przeciw energetyce jądrowej, jak i węglowej. Na zdjęciu akcja w elektr

Greenpeace protestuje zarówno przeciw energetyce jądrowej, jak i węglowej. Na zdjęciu akcja w elektrowni Bełchatów 9 listopada 2013.

Foto: Fotorzepa

Greenpeace pełni rolę pożytecznych idiotów" – to słowa działacza społecznego Jerzego Lipki, których użył w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" opublikowanym 14 listopada.

Pan Lipka ma prawo do własnych – nawet ekscentrycznych – poglądów. Nie ma natomiast prawa do fałszowania faktów. Gdybym chciał odnieść się do wszystkich tych przekłamań i oszczerstw zawartych w jego słowach, potrzebowałbym zapewne trzy razy więcej miejsca. Dlatego skupię się jedynie na tych, które są najbardziej porażające i które na dodatek tworzą fałszywy obraz nie tylko Greenpeace, ale również tego, co myśli większości Polaków.

Tylko zerwanie z uzależnieniem od paliw kopalnych w Polsce, w Rosji i reszcie świata może pozwolić nam realnie myśleć o przyszłości

Ochrona delikatnej równowagi

Lipka, próbując za wszelką cenę dowieść tezy o powiązaniu Greenpeace z Rosją, sięga szczytów absurdu. Jednym z uwięzionych w Petersburgu aktywistów jest mój przyjaciel Dima Litvinow, Amerykanin rosyjskiego pochodzenia, którego dziadek i ojciec spędzili w radzieckich więzieniach wiele lat. Dima zaczynał swoją przygodę z Greenpeace ponad 20 lat temu i był wtedy zaangażowany w protest przeciwko rosyjskim próbom atomowym. Pamiętam jego opowieść o tym, jak w 1992 inny statek Greenpeace, przepływający przez Cieśninę Karskie Wrota, został ostrzelany, a krótko później Rosja zdecydowała się zakończyć testy nuklearne na morzach.

Od blisko 20 lat moi rosyjscy koledzy prowadzą aktywną kampanię przeciwko energii nuklearnej w Rosji. Co więcej, na świecie ludzie Greenpeace walczą z istniejącymi albo planowanymi reaktorami Rosatomu również na Białorusi, w Turcji, Czechach, Wietnamie, Indiach, Afryce Południowej, na Węgrzech czy Słowacji, ostatnio notując zwycięstwa w Bułgarii i obwodzie kaliningradzkim. Zapewniam pana Lipkę, że te wszystkie działania nie przynoszą radości nie tylko władzom Rosji i firmie Rosatom, ale każdej innej firmie i rządowi, który jest powiązany z przemysłem energii jądrowej.

Celem Greenpeace jest ochrona delikatnej równowagi naszej planety, zarówno dla nas, dla kolejnych pokoleń, jak i dla innych istot, z którymi ją dzielimy. Dlatego wyciągamy na światło dzienne to, co zagraża temu celowi – niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z USA, Rosją czy Chinami i niezależnie od tego, czy firma niszcząca możliwość naszego przetrwania nazywa się Shell, Gazprom czy PGE. Ta zasada działa też w drugą stronę – chwalimy te rządy i firmy, które dokonują śmiałych i autentycznych zmian pomagających w ochronie środowiska.

Żarliwość Lipki w obronie upadającej energetyki atomowej jest powiązana z marzeniem o „polskiej bombie atomowej". Przypomina to słowa powojennej piosenki: '„jedna bomba atomowa i wrócimy znów do Lwowa, druga atomówka silna i wrócimy znów do Wilna'" – nawet nie ma sensu tego komentować. Natomiast jego całe rozumowanie opiera się na jednym ukrytym założeniu – opór przeciwko bezpiecznej energetyce jądrowej musi oznaczać poparcie dla gazu lub węgla.

Fałszywy wybór

Po pierwsze, bezpieczna elektrownia atomowa to oksymoron. Nie tylko z powodu ryzyka awarii podobnej do tej w Fukushimie, gdzie ludzie z okolicznych terenów wciąż nie mogą wrócić do swoich domów, ale również dlatego, że nigdzie na świecie nie został rozwiązany problem permanentnego składowania odpadów atomowych. Fraza „następna generacja reaktorów jest już bezpieczna" ciągnie się za przemysłem nuklearnym od lat i jest powtarzana jak mantra przy każdej kolejnej awarii.

Jednak argumentem ostatecznie wbijającym gwóźdź do trumny atomowej przyszłości Polski jest koszt tej energii, który rośnie cały czas, pomimo kilku dekad gigantycznego wsparcia ze strony podatników. W branży technologicznej nazywa się to „negatywną krzywą uczenia się".

Ważniejsze jest jednak to, że ów wybór „atom albo węgiel i gaz" jest całkowicie fałszywy.  Rezygnacja z atomu nie oznacza uzależnienia Polski od Gazpromu, Shella czy kogokolwiek innego. Gdyby Lipka wykazał choćby minimum dobrej woli i wszedł na naszą stronę, to znalazłby tam najnowszy raport „[R]ewolucja energetyczna dla Polski", który jest przygotowanym przez naukowców scenariuszem zmiany systemu energetycznego kraju.

Raport ten pokazuje, że dzięki koncentracji na efektywności energetycznej i energii odnawialnej Polska może stopniowo zmniejszać swoje uzależnienie od węgla, rezygnując przy tym z inwestycji w stale drożejącą energię atomową. W raporcie Lipka znalazłby też porównanie finalnej ceny energii w naszym scenariuszu i scenariuszu rządowym, z którego jasno wynika, że owe ceny są praktycznie identyczne do 2030 roku. Różnica pojawia się później – od tego momentu bowiem energia w systemie opartym na OZE staje się coraz tańsza, natomiast w rządowym systemie opartym na węglu, atomie i gazie, drożeje.

Nie wiem, skąd Lipka czerpie informacje o cenie energii atomowej. Mam nadzieję, że słyszał o umowie podpisanej przez rząd Wielkiej Brytanii z francuskim koncernem EdF, w którym pojawiła się ustalona z góry cena bliska 450 PLN za MWh, a przy tym rząd zobowiązał się do pokrycia gwarancji na pożyczkę związaną z kosztem konstrukcji reaktora.

Węgiel bardziej rosyjski

Cieszę się jednak, że Lipka przynajmniej zauważa koszty zewnętrzne produkcji węgla, które są... gigantyczne. Według raportu prof. Kudełko z AGH wynoszą one 30 mld PLN rocznie, co stanowi 2 proc. polskiego PKB albo równowartość rocznego budżetu NFZ. Wiemy też, dzięki raportom Banku Światowego i Instytutu Badań Strukturalnych, że koszt przejścia na gospodarkę niskoemisyjną wynosi pomiędzy 0,3 a 1 proc. PKB. I w tym kontekście na usta ciśnie się pytanie – dlaczego polski rząd, jak i spora część opozycji naśladuje opinię pana Lipki, skoro nawet z ekonomicznego punktu widzenia jest to decyzja zła?

Ale cena, która zmienia się zależnie od warunków rynkowych, to nie wszystko. Podobnie jak premier Tusk pan Lipka nie mówi słowa o tym, że „polski węgiel" jest coraz mniej polski, tylko coraz częściej... rosyjski. Dr Wilczyński, były główny geolog kraju, przedstawił raport „Zmierzch węgla kamiennego w Polsce", którego sednem jest informacja, że stale malejący trend krajowego wydobycia i rosnący trend importu węgla przetną się w ciągu najbliższych 15 lat, co oznacza, że większość węgla spalanego w Polsce będzie pochodziła z zagranicy.

W tej sytuacji nowe inwestycje, jak dwa nowe bloki w elektrowni Opole o łącznej mocy 1,8 GW, które mają pracować przez kilkadziesiąt lat, oznaczają coraz większe uzależnienie Polski od węgla pochodzącego z zagranicy. Nic dziwnego, że PGE chciała wycofać się z inwestycji, bo uznała ją za nieopłacalną, a kiedy premier Tusk arbitralnie nakazał jej realizację, giełdowe ceny akcji PGE spadły w ciągu jednego dnia o ok. 6 proc.

Tymczasem, według raportu Urzędu Regulacji Energetyki, w latach 2011–2012 przedsiębiorstwa dystrybucyjne odmówiły przyłączenia do sieci energetycznej mikroinstalacji odnawialnych o łącznej mocy 5,6 GW. Kto w takim razie naprawdę działa  przeciwko bezpieczeństwu energetycznemu Polski?

Marzeniem pana Lipki i wszystkich myślących podobnie jest de facto system energetyczny podobny do tego, który jest faworyzowany w Rosji zarządzanej przez prezydenta Putina. Jego sednem jest utrzymanie uzależnienia od paliw kopalnych i wielkich koncernów energetycznych, które nie liczą się z kosztami ludzkimi i przyrodniczymi.

Tak się jednak składa, że przytłaczająca większość Polaków myśli odwrotnie. W ostatnim tygodniu ukazały się dwa reprezentatywne badania opinii publicznej, pochodzące z dwóch niezależnych instytutów – CBOS i Instytutu Badań Rynku i Opinii Publicznej – których wyniki zaskoczyły nawet mnie.

Okazuje się, że 89 proc. dorosłych Polaków chce, by więcej energii pochodziło ze źródeł odnawialnych. Aż 73 proc. Polaków chce większego zaangażowania polskiego rządu w działania na rzecz ochrony klimatu, a jednocześnie 70 proc. chce polityki energetycznej opartej przede wszystkim na OZE, wobec jedynie 18 proc., którzy rolę podstawy polityki kraju upatrują w energii węgla.

Sięgając do korzeni

W świetle tych wyników „pożytecznymi idiotami" nazywa Lipka ogromną większość Polaków, którzy chcą zmiany w tym kraju, zmiany polegającej na porzuceniu coraz droższego uzależnienia od paliw kopalnych. Wielu z tych Polaków wspiera Greenpeace i Tomasza Dziemianczuka, aktywistę, którego znam od lat, którego podziwiam i o którego uwolnienie walczy rzesza ludzi na świecie.

Tomasz przebywa wciąż w rosyjskim więzieniu i stoi przed groźbą spędzenia w nim kolejnych miesięcy. Działanie w obronie Arktyki, które podjął on i cała Arktyczna Trzydziestka – aktywiści, członkowie załogi statku Greenpeace, a także dwóch niezależnych dziennikarzy – jest  „radykalne" jedynie w pierwotnym sensie tego słowa – sięga do korzeni problemu.

Tylko zerwanie z uzależnieniem od paliw kopalnych w Polsce, w Rosji i reszcie świata może pozwolić nam realnie myśleć o przyszłości. I właśnie dlatego Yeb Sano, szef delegacji Filipin na konferencję COP19 odbywającą się w Warszawie, powiedział w swoim otwierającym przemówieniu: „Do obrońców klimatu, którzy ryzykują własne życie, reputację i wolność osobistą, by powstrzymać wydobycie ropy w Arktyce i społeczności, które przeciwstawiają się szkodliwym i niszczącym klimat źródłom energii – jesteśmy z Wami".

Autor jest dyrektorem Greenpeace Polska, członkiem Rady Programowej Greenpeace w Unii Europejskiej

Greenpeace pełni rolę pożytecznych idiotów" – to słowa działacza społecznego Jerzego Lipki, których użył w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" opublikowanym 14 listopada.

Pan Lipka ma prawo do własnych – nawet ekscentrycznych – poglądów. Nie ma natomiast prawa do fałszowania faktów. Gdybym chciał odnieść się do wszystkich tych przekłamań i oszczerstw zawartych w jego słowach, potrzebowałbym zapewne trzy razy więcej miejsca. Dlatego skupię się jedynie na tych, które są najbardziej porażające i które na dodatek tworzą fałszywy obraz nie tylko Greenpeace, ale również tego, co myśli większości Polaków.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Nowina-Witkowski: Reset sceny politycznej po upadku PiS to szansa dla polskiej prawicy
Opinie polityczno - społeczne
Jan Skoumal: Sezon na Polę Matysiak w sejmowym lesie
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Debata wiceprezydencka w USA daje nadzieję na powrót dobrych obyczajów politycznych
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego Polska nie chce ekshumacji na Wołyniu?
Opinie polityczno - społeczne
Strzembosz: Natura skorpiona, czyli patologia polskiego systemu partyjnego