Warzecha: Pusty worek Platformy

Liczba jałowych prób odświeżenia wizerunku Platformy, rządu ?i premiera pokazuje, że z próżnego i Salomon nie naleje, a cóż dopiero zmęczony latami wyczerpującej psychicznie gry Igor Ostachowicz – zauważa publicysta.

Publikacja: 01.01.2014 19:15

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

Rok 2014 będzie przygrywką do roku 2015. Po trzech latach postu Polacy dostaną w końcu możliwość pójścia do urn, i to dwukrotnie. Najpierw wiosną będą wybory do Parlamentu Europejskiego. Jesienią – wybory samorządowe. Zatem już za dwa, trzy miesiące zacznie się kampania wyborcza, która będzie trwać niemal nieprzerwanie do roku 2015, kiedy w niedługim odstępie odbędą się wybory prezydenckie oraz do Sejmu i Senatu. Rytm życia politycznego będzie więc w ogromnej części wyznaczać kalendarz wyborczy.

Prócz wspomnianych wyborczych zmagań będzie kilka tematów przewodnich. Po pierwsze – coraz bardziej rozpaczliwa walka Donalda Tuska o utrzymanie Platformy Obywatelskiej na drugim miejscu w notowaniach i zapewnienie jej poparcia oscylującego przynajmniej wokół ?20 procent, tak aby nie spadło trwale poniżej tej magicznej granicy.

Po drugie – coraz twardsza postawa Leszka Millera, wierzącego, jak się zdaje, że SLD może zmienić Platformę na pozycji głównego oponenta PiS.

Po trzecie – starania mniejszych ugrupowań (czyli przede wszystkim Solidarnej Polski i Polski Razem Jarosława Gowina) o obronienie swojego istnienia w wyborach do PE. Może to być dla nich ostatnia (w przypadku PRJG zarazem pierwsza) szansa.

Po czwarte – konieczność przedefiniowania swoich propozycji i programu przez partię Jarosława Kaczyńskiego w związku z wyborami samorządowymi, z wyborami krajowymi w perspektywie.

Partyjny macher

Platforma tkwi dziś w głębokim kryzysie i jest to w ogromnej mierze kryzys przywództwa Donalda Tuska. Przewodniczącemu PO udało się wprawdzie dokonać konsolidacji, usuwając Jarosława Gowina i niszcząc niemal całkowicie Grzegorza Schetynę, ale paradoksalnie obsesyjne wycinanie potencjalnych konkurentów świadczy nie o sile, lecz o słabości przywódcy. Wszystkie te działania spowodowały, że PO jawiła się w ostatnich miesiącach jako siła skupiona głównie na własnych problemach, a sam Tusk zaczął być odbierany przez opinię publiczną niemal wyłącznie jako partyjny macher.

W naturalnej kolei rzeczy następną fazą po wycięciu wewnątrzpartyjnej konkurencji powinna być ofensywa na zewnątrz. To udało się Jarosławowi Kaczyńskiemu, który wprawdzie wyjałowił PiS z przejawów samodzielnego i niezależnego myślenia, ale umiał następnie w miarę sprawnie wykorzystać tę sytuację do ekspansji wizerunkowej i programowej. Prawo i Sprawiedliwość nie jest dzisiaj ugrupowaniem wielu punktów widzenia w ramach generalnego konserwatywnego nurtu. Obowiązuje jeden, dość wyraźnie zdefiniowany patriotyczno-socjalistyczny paradygmat. Mimo to partia dość skutecznie utrzymuje wiodącą pozycję w sondażach, choć nie znajduje na razie drogi do centrum, co pozwoliłoby jej myśleć realnie o zdobyciu większości w wyborach.

A jak straszny PiS ?dojdzie do władzy...

W PO sytuacja jest inna. Istotnie, po uporaniu się z Gowinem i Schetyną Tusk spróbował powrócić do dawnych wizerunkowych chwytów. Do tej kategorii należała rekonstrukcja rządu czy – w mniejszej skali – dość żenujące zagrywki w rodzaju wizyty u „zwyczajnej rodziny" (jak na złość w czasie, gdy na kijowskim Majdanie tworzyła się historia), wydanie książki Małgorzaty Tusk „Między nami" czy programu „z kamerą wśród Tusków". Wszystko to jednak jest w sposób aż nadto wyraźny zgrane, sztuczne, pozbawione wszelkiej świeżości. Sondaże zaświadczają, że nie przynosi rezultatów.

Logicznie rzecz biorąc, należałoby zatem oczekiwać, że w nowym, wyborczym roku Tusk i jego współpracownicy będą musieli pokazać coś nowego. Rzecz w tym, że gdyby byli do tego zdolni, już by to zrobili. Liczba jałowych prób odświeżenia wizerunku partii, rządu i premiera pokazuje, że w worku z pomysłami jest całkowicie pusto. Z próżnego zaś i Salomon nie naleje, a cóż dopiero zmęczony latami wyczerpującej psychicznie gry Igor Ostachowicz.

Nie zobaczymy zatem zapewne niczego odkrywczego. Będzie tylko więcej tego samego. Z jednej strony będzie się powtarzać schemat „mądry przywódca na trudne czasy" (w różnych wariantach, w tym w wariancie „wściekania się" lub „besztania złych bojarów"), z drugiej schemat: „a jak straszny PiS dojdzie do władzy, to...".

W tym drugim schemacie ważna była zawsze funkcjonalna współpraca Jarosława Kaczyńskiego, jednak lider PiS w ostatnim czasie uparcie nie chce spełniać pokładanych w nim przez PO nadziei. Choć wciąż zdarzają mu się lapsusy i wpadki, są nieporównywalnie mniej liczne niż niegdyś, ich efekty zaś – nieporównywalnie mniej dla PiS bolesne niż kiedyś. Dlatego straszenie PiS-em przestało się sprawdzać. Wobec tego ubóstwa środków pozostaje ewentualnie zaatakowanie przeciwnika czymś nagłym, jakiś wystrzał z grubej rury. Na to chyba jednak nie ma amunicji, bo to, czym dotąd wali się w PiS (sprawy Hofmana czy Kaczmarka, zresztą ładnie przez PiS rozbrajane), to drobiazgi w porównaniu choćby z potencjalnym kalibrem infoafery.

Kogo wybierze pani Merkel

Tusk utrzyma pozycję lidera PO, szczególnie że w roku 2014 nie będzie formalnej okazji, aby zmienić go w tej funkcji. Chyba że sam postanowi zrezygnować, na przykład aby przyjąć intratną i dającą immunitet propozycję pracy w organach UE. Plotki mówią o propozycji kandydowania na przewodniczącego Komisji Europejskiej, którą miała złożyć premierowi Angela Merkel. Co charakterystyczne – głównym atutem Tuska z niemieckiego punktu widzenia ma być jego niesamodzielność i powolność wobec Berlina, w odróżnieniu od innego potencjalnego kandydata, samodzielnego politycznie Jeana-Claude'a Junkcera, szefa Eurogrupy i byłego premiera Luksemburga. Tusk byłby zatem wygodnym dla Merkel figurantem i jemu samemu ta rola na pewno by odpowiadała.

Pozostaje pytanie, czy Merkel – która traktuje Tuska w stu procentach instrumentalnie – nie wybierze kogoś mimo wszystko sprawniejszego i nietrzymającego w szafie eleganckiego zestawu kościotrupów. Poza tym odejście Tuska z Warszawy niemal na pewno oznaczałoby degrengoladę PO – nie ma dziś w partii Tuska nikogo, kto pod jego nieobecność potrafiłby powstrzymać jej rozkład. Opowieści o Elżbiecie Bieńkowskiej czy Ewie Kopacz można włożyć między bajki. Tusk, będący zakładnikiem rozlicznych interesów, być może nie może sobie po prostu pozwolić na dezercję, nawet gdyby miało to oznaczać podjęcie osobistego ryzyka.

Przy okazji warto obserwować grę, którą z Platformą będzie prowadził Bronisław Komorowski, mający nadzieję na reelekcję w 2015 roku. Starcie prezydenta z premierem przy okazji ustawy de facto likwidującej OFE pokazuje, że głowa państwa chce odciąć obciążający ją bagaż w postaci skojarzenia z partią coraz mniej popularnego szefa rządu.

Pozycja Tuska w partii będzie jednak coraz słabsza, ponieważ dla wszystkich – z jego wiernymi pretorianami włącznie – staje się jasne, że premier jest w coraz większym stopniu obciążeniem, a nie atutem.

Nic do stracenia

Po piętach zaś będzie mu deptał Leszek Miller. Już dziś widać, że lider SLD waha się pomiędzy dwiema postawami. Pierwsza uwzględnia wariant przyszłego sojuszu z PO w pozycji słabszego partnera. Mamy więc retoryczne spory, ale funkcjonalne przymierze.

Druga, pompowana coraz korzystniejszymi sondażami, ku której Miller wydaje się coraz bardziej skłaniać, zakłada walkę o wszystko, czyli o pozycję głównego rywala PiS, na której SLD miałoby zmienić Platformę.

Jest prawdopodobne, że sondaże nadal będą wspierać tę ambicję Millera, bo betonowy elektorat lewicy jest dziś bardziej podatny na antypisowskie hasła niż „europejski" elektorat PO. W takim zaś razie bardziej prawdopodobny jest coraz bardziej konfrontacyjny wobec PO kurs SLD. To zaowocuje swoistą licytacją. SLD nie będzie w niej mieć nic do stracenia (w razie czego niemal na pewno i tak będzie przymusowym koalicjantem PO), podczas gdy Platforma znajdzie się w bardzo dla siebie niekomfortowej sytuacji pomiędzy Scyllą SLD a Charybdą PiS.

Choć Jarosławowi Kaczyńskiemu zdarzają się lapsusy i wpadki, są nieporównywalnie mniej liczne niż niegdyś, a ich efekty mniej dla PiS bolesne

Dla PiS ważnym testem będą wybory samorządowe. Po pierwsze dlatego, że ich wyniki są bardziej reprezentatywne niż wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego (choć w tych, po trzech latach postu elekcyjnego, frekwencja może być wyższa niż zazwyczaj). Po drugie – ponieważ odpowiedzą na istotne pytania: czy PiS udało się odbić jakąś część wiejskich wyborców PSL oraz czy partia znalazła sposób, aby dotrzeć do elektoratu wielkomiejskiego.

Obecny kurs PiS zdecydowanie lekceważy ten drugi – jest zbyt socjalny jak na gusta raczkującej klasy średniej, nawet w czasie kryzysu. ?Z drugiej strony nadal zbyt wiele jest w wizerunku PiS elementów „przaśnych", estetycznie nieodpowiadających tej grupie wyborców, aby mogli z czystym sumieniem poprzeć ugrupowanie Kaczyńskiego. Ilustracją tego zjawiska było przegrane referendum w Warszawie (choć trzeba tu wziąć poprawkę na specyfikę stolicy).

Taka postawa PiS to oczywiście skutek kalkulacji, która zapewne zmieni się nieco przed wyborami samorządowymi. Partii Kaczyńskiego trudno byłoby zachować twarz, gdyby – od wielu miesięcy prowadząc w sondażach – nie zdołała zdobyć urzędu prezydenta któregoś z największych polskich miast. Po poprzednich wyborach Prawo i Sprawiedliwość rządziło jedynie w Radomiu. Możemy się więc spodziewać jakiegoś rodzaju ofensywy, nakierowanej na możliwych do zdobycia „lemingów".

Jeśliby partia Kaczyńskiego z takiego zagrania zrezygnowała, a w wyborach municypalnych nie zdobyła urzędu prezydenta żadnego z większych miast, dałaby przeciwnikowi idealny punkt zaczepienia dla propagandowej gry, wpychającej na powrót największe opozycyjne ugrupowanie w rolę partii ludzi słabo wykształconych z mniejszych ośrodków.

O swoją pozycję w nadchodzących wyborach będą desperacko walczyć dwa ugrupowania: Polska Razem Jarosława Gowina i Solidarna Polska. Zdobycie mandatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego to dla obu formacji być albo nie być.

W przypadku partii Gowina sprawa jest otwarta. Dopiero kampania przed eurowyborami będzie pierwszym ogniowym sprawdzianem nowej formacji. Ponieważ w wyborach do PE mniejsze partie mają łatwiej, a PRJG ma spory potencjał merytoryczny i nie najgorszy piar – ma szansę ten test przejść, zdobywając dwa, trzy miejsca.

Znacznie gorzej sprawy wyglądają dla Solidarnej Polski, która – to bardzo prawdopodobne – po wyborach do PE może przestać istnieć. Formacja Ziobry nigdy nie miała na siebie dobrego pomysłu i nie ma go nadal. Wątpliwe, żeby w starciu wyrazistych sił ta nijakość miała szansę się przebić.

To będzie istotny rok. Pierwszy, w którym okrzepły, zmęczony i niewydolny układ rządzący zostanie poddany wyborczej weryfikacji. Kiedy miało to miejsce poprzednim razem, okoliczności były odmienne, pod wieloma względami znacznie korzystniejsze dla rządzącej ekipy, która nie była jeszcze tak wypalona jak dziś. Tym razem to już nie będzie bułka z masłem, ale dramatyczna i bezwzględna walka o utrzymanie się przy władzy.

Rok 2014 będzie przygrywką do roku 2015. Po trzech latach postu Polacy dostaną w końcu możliwość pójścia do urn, i to dwukrotnie. Najpierw wiosną będą wybory do Parlamentu Europejskiego. Jesienią – wybory samorządowe. Zatem już za dwa, trzy miesiące zacznie się kampania wyborcza, która będzie trwać niemal nieprzerwanie do roku 2015, kiedy w niedługim odstępie odbędą się wybory prezydenckie oraz do Sejmu i Senatu. Rytm życia politycznego będzie więc w ogromnej części wyznaczać kalendarz wyborczy.

Pozostało 95% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml