Gmurczyk o tym, że yślenie służy gospodarce

Filozofia oferuje paletę intelektualnych alternatyw. Dlatego powinna być nauczana na każdym kierunku studiów, ze szczególnym naciskiem na uczelnie ekonomiczne – twierdzi ekonomista.

Publikacja: 10.01.2014 04:00

Jan Gmurczyk

Jan Gmurczyk

Foto: materiały prasowe

Red

Przyszłość studiów filozoficznych na wielu polskich uczelniach zdaje się stać pod znakiem zapytania. Mówiąc w skrócie, zdaniem niektórych osób są one niepraktyczne, więc nie warto w nie „inwestować". Wobec trudnej sytuacji finansowej części szkół wyższych, niżu demograficznego, wysokiego bezrobocia wśród młodzieży oraz gęstniejącej w świecie globalnym presji na tzw. twarde wyniki, zalążki podobnego myślenia będą zapewne padać na coraz bardziej podatny grunt.

Byłoby ironią, gdyby gospodarka rynkowa zlikwidowała filozofię za jej rzekomą „nieproduktywność". Bo sama w znacznej mierze jest przecież jej produktem.

Oczywiście nie dziwi, że w obronie studiów filozoficznych występuje liczne grono intelektualistów, w tym przede wszystkim samych filozofów. Zdziwić za to pewnie kogoś może moje – ekonomisty – stanowisko w tej sprawie. Otóż nie tylko uważam, że studia filozoficzne są cenne, ale dodam jeszcze, iż powinny być finansowane ze środków publicznych po to, by w drodze specjalnego przywileju wyłączyć je spod logiki rynku.

Ze środków publicznych

Przede wszystkim przypomnijmy, że współczesna ekonomia sama wyrosła z filozofii. Choć stała się odrębną dyscypliną, jej związek z filozofią nadal pozostaje bardzo bliski. Dość zauważyć, że ekonomia wskazuje nieustannie, co jest wartościowe i jak należy żyć – począwszy od jednostek, po całe społeczeństwa. Czy takiego samego zadania nie stawiają przed sobą od wieków filozofowie?

A skoro tak, to pytajmy dalej: co ekonomia głównego nurtu promuje? Jak się okazuje, cały szereg jej modeli lub zaleceń, które uchodzą za „obiektywne" lub „oczywiste", odwołuje się do kartezjańskiej wizji świata, hedonizmu czy utylitaryzmu. Przykład flagowy to dość rozpowszechnione założenie o równości między dobrobytem a produkcją, w ślad za którym podąża nacisk na nieustanny wzrost gospodarczy oraz kult konsumpcji rozpędzony brakiem granic satysfakcji.

Czy to dobrze, czy nie – niech każdy osądza sam. Aby jednak móc tego dokonać, trzeba wpierw mieć pewną wiedzę z zakresu filozofii, a najlepiej także historii gospodarczej i historii myśli ekonomicznej. Innymi słowy, filozofia oferuje paletę intelektualnych alternatyw. Dlatego właśnie powinna być nauczana na każdym kierunku studiów, ze szczególnym naciskiem na uczelnie ekonomiczne. To tam kształci się wielu przyszłych  menedżerów, przedsiębiorców i finansistów, czyli ludzi o decydującym wpływie na rzeczywistość społeczną.

W kluczowych obszarach funkcjonowania gospodarki naprawdę warto zabiegać o pluralizm wartości, w tym zdolność świadomego wyboru wartości kształtującej życie. Zauważmy bowiem, że charakter obowiązującej powszechnie filozofii silnie wpływa na obraz gospodarki i stosunki między ludźmi. Historia oferuje tu wiele przykładów, choćby wpływ rozważań św. Tomasza z Akwinu na rozwój handlu w średniowiecznej Europie.

Współcześnie obserwujemy powszechny imperatyw maksymalizacji użyteczności (zysków) i optymalizacji kosztów. Pociąga to za sobą tendencję do przekuwania w produkt wszystkiego, co tylko możliwe – włącznie z samym życiem, w myśl popularnej dewizy wyciskania z każdej minuty egzystencji maksimum przyjemności. Podobne siły nie powinny jednak dotyczyć filozofii, którą warto finansować i promować nawet wtedy, gdy się słabo „sprzedaje". Stąd też moje przekonanie, że studia filozoficzne trzeba udostępniać możliwie szeroko i finansować ze środków publicznych.

Krytyka oczywistych prawd

W tym miejscu nie unikniemy pytań o hierarchię wartości. Co jest środkiem, a co celem? Czy to gospodarka służy ludziom, czy ludzie gospodarce? Ekonomiści powinni częściej przypominać i rozważać podobne pytania. Jeśli górę bierze gospodarka, to czy wówczas człowiek wraz z humanizmem – fundamentem europejskiej kultury – nie ponoszą porażki? Pytanie o „opłacalność" studiów filozoficznych dotyka dylematów tego właśnie rodzaju.

Obecnie obserwujemy takie zjawiska jak skutki międzynarodowego krachu finansowego czy zachwianie wiary w „zbawienną nieomylność" wolnego rynku. W dzisiejszej zmiennej rzeczywistości w ogóle widać wiele symptomów kryzysu wartości. Czy w tych okolicznościach można rezygnować z filozofii?

Filozofia jest cenna, bo uczy myślenia i krytyki pozornie oczywistych prawd. A stąd już blisko do innowacyjności, czyli wdrażania nowych pomysłów w życie. Dotyczy to nie tylko kolejnych gadżetów. Czy zmierzch feudalizmu oraz rozwój kapitalizmu i demokracji w świecie zachodnim byłyby możliwe bez filozofów Oświecenia? Wspomnijmy choćby dorobek takich myślicieli jak John Locke czy Adam Smith (byłoby zresztą ironią, gdyby gospodarka rynkowa kiedyś zlikwidowała filozofię za jej rzekomą „nieproduktywność"; sama w sporej mierze jest przecież jej produktem).

Dziś mówi się dużo o tym, że polska gospodarka potrzebuje innowacyjności jak lokomotywa pary. Jak jednak w pełni promować postawy związane z krytycznym myśleniem bez filozofii? To o tyle istotne, iż każdy kraj musi wypracować własny model rozwoju. Potencjał naśladowania liderów jest ograniczony. W Polsce powinniśmy dążyć do wzmocnienia własnych ośrodków myśli ekonomiczno-społecznej. O drogę do „polskiego modelu" można się spierać, ale raczej nie wiedzie ona przez cięcie kosztów w obszarze filozofii. Tym bardziej że poziom wykształcenia społeczeństwa rzutuje na jakość instytucji – czynnik, któremu wielu ekonomistów przygląda się z uwagą w trakcie analizy procesów rozwoju.

Brak będzie droższy

Łącznie zatem okazuje się, że rezygnacja ze studiów filozoficznych, choćby częściowa i tylko na niektórych uczelniach, może dać krótkookresowe oszczędności, ale w długiej perspektywie rodzi ryzyko wystąpienia pewnych zjawisk negatywnych. Nauka filozofii kosztuje, lecz czy nie droższy jest jej brak?

Autor jest ekonomistą, analitykiem ?Instytutu Obywatelskiego (think tanku Platformy Obywatelskiej)

Przyszłość studiów filozoficznych na wielu polskich uczelniach zdaje się stać pod znakiem zapytania. Mówiąc w skrócie, zdaniem niektórych osób są one niepraktyczne, więc nie warto w nie „inwestować". Wobec trudnej sytuacji finansowej części szkół wyższych, niżu demograficznego, wysokiego bezrobocia wśród młodzieży oraz gęstniejącej w świecie globalnym presji na tzw. twarde wyniki, zalążki podobnego myślenia będą zapewne padać na coraz bardziej podatny grunt.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę