Poświęcanie uwagi osobie i polityce Jarosława Gowina wydaje mi się zajęciem o tyle jałowym, że nic nie wskazuje, aby jego ugrupowanie mogło odegrać jakąkolwiek rolę w polityce polskiej. Wygląda raczej na to, że partia ta podzieli los ugrupowań między innymi: Parysa, Słomki, Szeremietiewa, Ikonowicza, Korwin-Mikkego, Jagielińskiego, Ujazdowskiego, Olechowskiego, Wrzodaka, Janowskiego itp., których nazw prawie nikt już nie pamięta. Całego tego dość żałosnego politycznego planktonu, swoistego folkloru zamulającego od lat politykę polską.
Dorwać się do władzy
Jednak ponieważ wybitny prawicowy publicysta Jarosław Makowski uznał za stosowne dostrzec w pomysłach Gowina pewien sens, a nawet widzieć w nim przyszłego koalicjanta Kaczyńskiego, mogącego współrządzić Polską jako koalicjant PiS, to chciałbym ten pomysł i ewentualne jego konsekwencje ocenić. „Jasne, że Kaczyński robi obecnie dobrą minę do złej gry. Powtarza więc, iż PiS najpewniej wywalczy w 2015 r. taki wynik, by mógł rządzić samodzielnie. Tyle że to pobożne zaklęcia. I dlatego Kaczyński przygotowuje realistyczny plan polityczny. Na czym on polega? Z jednej strony na osłabieniu Platformy Obywatelskiej. Z drugiej na pokazaniu własnej zdolności koalicyjnej. Zadanie, by grać na osłabienie PO, ma być zrealizowane dla prezesa PiS przez Jarosława Gowina. Co widać dziś jasno, były już polityk Platformy podważał wiarygodność formacji, której wciąż pozostawał członkiem. Dlatego Kaczyński, gdy tylko Gowin osobiście dzień w dzień atakował premiera i Platformę Obywatelską, a media bezkrytycznie powtarzały każdą powielaną przez niego bzdurę, spokojnie pojechał na wakacje. Odejście posła z Krakowa, jak pokazują sondaże, nie osłabiło znacząco Platformy. Polska Razem, co pokazują wstępne wyniki badania opinii publicznej, nie tyle odbiera głosy Platformie, ile raczej... PiS-owi. I to jest największe zaskoczenie nie tylko dla Kaczyńskiego, ale zapewne także dla samego Gowina. Bo nie tak miało być" – pisał Makowski.
Ten cytat, może trochę zbyt obszerny, ale dzięki temu dobrze oddaje poglądy autora, z którymi trudno się nie zgodzić. W moim przekonaniu wymagają one oceny i komentarza. Cały plan cichego, a w gruncie rzeczy jawnego, istniejącego od dawna i mającego charakter propisowskiej dywersji planu Gowina, aby wspólnie z Kaczyńskim dorwać się do władzy, a przy okazji maksymalnie zaszkodzić Platformie i osobiście Donaldowi Tuskowi (do którego irracjonalna i trudna do zrozumienia nienawiść Gowina dorównuje zapiekłej i patologicznej nienawiści Kaczyńskiego), zakłada, że partia Gowina wejdzie do parlamentu.
To jasne, ale wydaje się nierealne. Nie ma bowiem żadnego istotnego powodu, aby wyborcy po raz kolejny głosowali na pisowską atrapę, a nie na oryginał. Takimi atrapami były i są kolejne grupy, które odrywały się od PiS i miały, a niektóre wegetujące mają nadal, wielką trudność w wyjaśnieniu, po co powstały i czym się od PiS różnią. Powody odejścia od PiS są oczywiste i trudno mi raczej zrozumieć, jak można w PiS wytrzymać.
Uzasadniona awersja i żal do antypatycznego, gruboskórnego Kaczyńskiego (kolejno: Zawiszy, Ujazdowskiego, Dorna, Selina, Kowala, Ziobry, Kurskiego, Wiplera itd.) oraz słuszne zarzucanie mu cynizmu, krętactwa, koniunkturalizmu i przeróżnych podłości mało jednak obchodzą wyborców. I – co nawet w tak zbrutalizowanej i spersonalizowanej polityce jak polska ma pewne znaczenie – brak pomysłu politycznego, całkowita jałowość i bijąca w oczy bezprogramowość skazuje partię Gowina na powolny uwiąd. Wydaje się, że kilka sondaży, w których nie przekroczy ona jednego procentu, załatwi sprawę i nie będzie potrzeby czekać do wyborów europejskich.