W Tajlandii rządzi obecnie wojskowa junta z generałem Prayuthem Chan-ochą na czele. W połowie maja przejęła władzę, wprowadziła w kraju stan wojenny, na ulicach pojawiło się wojsko, wiadomo także, że najbliższe wybory parlamentarne żołnierze zorganizują za co najmniej rok. Generał mówi o roku i 3 miesiącach. Na ulicach jednak panuje spokój, a na tle żołnierzy można robić sobie zdjęcia na Facebooka.
Dobra władza
Generał Prayuth poprosił rodaków o czas. Wojskowi muszą uporać się z najważniejszymi problemami, a potem, według obecnego szefa kraju, mają się wycofać i opiekować Tajlandią z daleka. Z ostatniego przemówienia można się dowiedzieć o brutalnym podzieleniu kraju, o potrzebie stworzenia rządu ponad tymi społecznymi pęknięciami i o konieczności reform. Żeby być jak najbardziej na czasie, generał może posiłkować się najnowszym sondażem przeprowadzonym wśród Tajów. Między 3 a 7 czerwca 1434 osób miało określić najbardziej pilne pytania do generała i tymczasowej rady państwa. Na pierwszym miejscu znalazło się pytanie „Jak rada chce pracować nad osiągnięciem reform i rozwiązaniem bieżących konfliktów?", zadało je prawie 83 proc. ankietowanych. Na dalszych miejscach znalazły się następujące sprawy: „Jak rada chce radzić sobie z problemami związanymi z wysokimi cenami energii?" (80 proc.), „Jak z kwestiami korupcji wśród najwyższych urzędników?" (78 proc.), „Jak zbliżyć się do krajów ASEAN, rozwiązać problemy ekonomiczne kraju, spowodować wzrost gospodarczy i zbudować zaufanie społeczne?" (78 proc.) i inne tego typu, zadawane z ogromną troską o kraj pytania.
Uśmiechnięta władza
Podczas trwania sondażu junta zorganizowała pierwszą uroczystość z cyklu „Przywracamy ludziom szczęście". To nie żart. To bardziej rozkaz od wojskowych. Uśmiech należy wykonać. W końcu każde nieposłuszeństwo nie spotka się z przychylną reakcją ze strony tymczasowej władzy, która, jeżeli tylko będzie chciała, swoją tymczasowość może skutecznie przedłużać. Na festynie zorganizowanym przy pomniku zwycięstwa w Bangkoku można było zobaczyć, jak tańczą osoby ubrane w mundury, paradny pokaz wojskowej orkiestry oraz najeść się za darmo, a nawet ostrzyc. Kolejne odcinki tej narodowej fiesty odbywają się co kilka dni.
Generał chce pozyskać przychylność zwykłych ludzi rozdawaniem jedzenia. Do tego „chleba", który w tajskim wydaniu jest bardziej makaronowym pad thaiem czy krewetkową zupą, ma także igrzyska. W końcu w czwartek zaczyna się mundial, a piłka nożna jest w Tajlandii bardzo popularna. By sprowadzić do kraju jeszcze więcej uśmiechu i szczęśliwości junta załatwiła mieszkańcom kraju możliwość obejrzenia wszystkich 64 meczów w swoich domach za darmo. Dla generałów, którzy walczą o uśmiech na twarzach swoich ludzi nie ma w końcu rzeczy niemożliwych. Zablokowano wcześniejsze umowy o nadawaniu transmisji płatnych i w ten sposób miliony Tajów będą w stanie cieszyć się meczami bez załatwiania sobie żadnych dodatkowych dekoderów. Jak komuś nie zależy na piłce nożnej, to zawsze może wybrać się na bezpłatny pokaz filmu o bohaterskich wyczynach legendarnego władcy Tajlandii, króla Naresuana Wielkiego, który rządził państwem nazywającym się jeszcze Syjam. Historię z przełomu XVI i XVII wieku można obejrzeć pod postacią filmu „Legenda króla Naresuana część V".
Do kina, na mecz i na koncert
Nie dość, że szykuje się jeden z największych hitów kinowych w Tajlandii, to jeszcze mieszkańcy kraju dostali w prezencie miesiąc darmowej rozrywki w postaci darmowych transmisji z mundialu. Wojskowi wymogli na telewizyjnej firmie RS, która miała prawa do rozgrywek z Brazylii, przymusową zgodę na jedyne słuszne warunki nowej ugody. Rząd zapłacił 13 mln dolarów za otwarcie pasma dla mieszkańców kraju, podczas gdy RS liczyło na ponad dwukrotnie większe zyski z mundialu. Wojskowi zastanawiają się także, jak skutecznie blokować Tajom dostęp do sieci społecznościowych, by pod ich czujnym okiem nie wyrosła żadna, nawet najmniejsza samoorganizująca się na Facebooku czy Twitterze opozycja. Nie ma miejsca na żadną powtórkę z arabskiej wiosny. Okazuje się, że można skutecznie przyblokować transfer danych, by korzystanie z serwisów było tak wolne, że aż zniechęcające potencjalnych użytkowników, którzy chcieliby porzucić rozkaz o uśmiechu i knuć przeciwko przyjacielskim generałom. Obędzie się bez blokad.