Polacy powinni kierować się dokładnie tym samym. Tymczasem nie dość, że mamy w strukturach UE niewielu wyższych urzędników, małe wpływy, to jeszcze je rozpraszamy.
1
Niestety, jak powiedzą jedni, albo na szczęście, jak wolą inni (w tym niżej podpisany), instytucje unijne nie zdołały oderwać się od europejskich narodów. Ich racje stanu realizują zarówno komisarze UE, jak i urzędnicy niższego szczebla oraz europosłowie. Dowodem choćby powtarzające się zakulisowe walki o czołowe stanowiska w strukturach unijnych o to, kto dostanie więcej. Wypadkową partykularnych polityk jest także układ sił w Parlamencie Europejskim.
Szanse na jakąkolwiek formę federacji czy wspólny rząd unijny są obecnie żadne. I dobrze, bowiem UE będzie działać sprawnie tylko jako wypadkowa interesów narodowych, ich wspólny mianownik, nie zaś jako odrębny, ponadnarodowy podmiot o własnych, odrębnych interesach. Skoro tak, Polska powinna wykorzystać Unię do wzmocnienia swojej własnej siły, nie tylko poprzez transfery finansowe w ramach środków pomocowych, jak dotychczas, ale także politycznie, jak czynią to choćby Niemcy i Francja. Owszem, dzieli nas od nich różnica potencjałów, ale w obronie „swojego" nieźle radzi sobie także Hiszpania, a to już niemal nasza skala.
2
Dotyczy to także europarlamentu, wyraźnie wzmocnionego traktatem lizbońskim. Po wyborach polska prawica i centroprawica mają szansę odejść od zgubnego dla polskich interesów zasiadania w różnych klubach, co jest niczym innym, jak przeniesieniem wewnętrznych konfliktów na grunt europejski.
Zwycięzcą wyborów została Europejska Partia Ludowa (EPP), ważne jest jednak także to, jaka frakcja narodowa dominuje w EPP. Teraz są to Niemcy, a mogliby być Polacy, gdyby partie o bardzo podobnej agendzie politycznej, mimo pozornie widowiskowych różnic, znalazły się razem w tej frakcji. Obecnie zasiadają tam PO i PSL, do układanki brakuje PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego dotychczas marnowała polskie głosy we wspólnym klubie z brytyjskimi konserwatystami. Marnowała, bo była zdecydowanie przez nich zdominowana, a cele Brytyjczyków w UE nijak się mają do naszych.