Mnisi z klasztoru Shaolin latami szorowali klasztorne posadzki, by dostąpić zaszczytu nauki walki dłońmi, nogami albo mieczem. Jackie Chan, gwiazdor kina akcji z Hong Kongu, potrafił robić zabójcze dla przeciwników piruety z taboretem albo drabiną. Od lat świat dostawał jasny przekaz – Chińczyk potrafi walczyć wszystkim. I każdego rodzaju bronią może osiągnąć żądane efekty, czyli wygraną w pojedynku. Czasy się jednak zmieniają, a wraz z nimi ewoluuje broń.
Nietypowa broń masowego rażenia
Chiny walczą teraz na piasek, kamienie i mapy. Nikt jednak nikogo nie kamieniuje, ani strony nie sypią się piaskiem po oczach. Dwa pierwsze surowce służą do powiększania terenu niektórych atoli wysp Spratly, o które kraj spiera się m.in. z Filipinami. Na sztucznie powiększanych wyspach mogą zmieścić się szpitale, szkoły, urzędy miast oraz – przede wszystkim – wojskowe bazy z pasami startowymi zdolnymi przyjąć nowoczesne chińskie myśliwce. Gdyby ktoś miał stwierdzić, że to oczywiste, że militarną obecność ugruntowuje się wojskiem, które z kolei musi mieć swoje miejsce, to pojawia się kolejna broń nowoczesnego świata – mapa.
Zgodnie z powiedzeniem historię piszą zwycięzcy. Oni mogą wytyczać nowe granice i kreślić mapy wedle własnego uznania, bo przecież przeciwnicy nie mają kontrargumentów. Jednak trudno stwierdzić, że Chiny wygrały zmagania na terenie morza Południowochińskiego. Wszystkie spory terytorialne wywoływał Pekin, państwa sąsiednie słusznie proszą o pomoc najwyższe światowe instancje w rodzaju ONZ, a Stany Zjednoczone potwierdzają swoje poparcie dla azjatyckich partnerów. Atmosfera się zagęszcza, końca problemów nie widać. Nie ma zatem konkretnych przesłanek, na podstawie których można wytyczać nowe mapy, ale Chiny po raz kolejny pokazują, że nie boją się śmiałych posunięć.
Nowa perspektywa
Wystarczy spojrzeć na mapę, żeby zobaczyć, że Chiny są dłuższe niż szersze. Z kartograficznego punktu widzenia dokładnie 62 stopnie długości i 36 szerokości geograficznej. Jednak od momentu zaostrzenia sporów terytorialnych w ostatnich czasach Chińczycy patrzą na swój kraj nowym okiem. Można by powiedzieć, że lekko skośnym.
Najnowsza wersja Chin jest podłużna, pokazuje kraj, który kreśli swoje granice w bezkompromisowy sposób wewnątrz tzw. linii 9 kresek. To chińska granica demarkacyjna wcinająca się głębokim jęzorem (inna nazwa tej granicy to bawoli język) w teren morza Południowochińskiego. Chińczycy w nowych paszportach mają te granice oficjalnie wydrukowane od 2012 roku, obecnie po chińskim Twitterze, serwisie Weibo, krąży nowa mapa. Krąży i likwiduje spekulacje co do mocarstwowych ambicji Chin i co do jakichkolwiek wątpliwości, co jest czyje na spornych wodach. Odpowiedź jest jasna: wszystko jest chińskie.