Jacek Cieślak o zamieszaniu wokół spektaklu "Golgota Picnic"

Zamieszanie wokół spektaklu ?„Golgota Picnic" pokazuje, ?że środowisko ultrakatolickie ?zachowuje się jak naburmuszony ?brzdąc, który czuje się ciągle ?obrażany. Jego aktywność ?w sztuce jest tymczasem żadna ?– pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 03.07.2014 02:57

Wystawione w Teatrze Narodowym „Narty Ojca Świętego” zostały uznane za bluźnierstwo

Wystawione w Teatrze Narodowym „Narty Ojca Świętego” zostały uznane za bluźnierstwo

Foto: Fotorzepa

Słyszymy ciągle zewsząd narzekania, jak bardzo laicyzuje się współczesna sztuka, jak coraz mniej jest w niej treści religijnych i chrześcijańskich. Paradoks polega na tym, że jeśli już ktoś te kwestie zaczyna poruszać – od razu okazuje się, że obraża wartości religijne i szarga świętości chrześcijan. Oznacza to, że sami katolicy w najbardziej żywotnych dla siebie sprawach pozostają bierni, oddając pole debaty swoim, rzekomym, wrogom ideowym. Rzekomym, bo sami są ofiarami własnej bierności i indolencji. Bierności, która polega głównie na tym, że nie są w stanie stworzyć własnych dzieł, a co dopiero arcydzieł, i ograniczają się do kościelnej kruchty. Można mówić nawet o grzechu zaniechania, który przykrywa pomstowanie towarzyszące takim wydarzeniom jak „Golgota Picnic".

Objawy paranoi

Brak zaangażowania bierze się również z tego, że wspomniane środowiska nie mają w przeważającej części żadnych kompetencji, aby odbierać współczesną sztukę, oceniać ją, a co dopiero tworzyć. Wystarczy natomiast słowo wytrych „bluźnierstwo" czy „treści antyreligijne" – by skrzyknąć się pod sztandarem Telewizji Trwam albo Krucjaty Różańcowej, by powtarzać publicznie banały o ataku na Kościół, które nic nie wnoszą do debaty. Są za to kolejnym potwierdzeniem bierności, automatyzmu odruchów obronnych, syndromu obleganej twierdzy przyjmującej objawy paranoi.

Bo, jak wiadomo, jeśli ktoś wierzy – trudno obrazić jego uczucia. I nie trzeba nawet nadstawiać drugiego policzka. Wystarczy przekonanie do własnych poglądów oraz brak kompleksów, które są podstawą do prezentowania własnej tożsamości w sposób aktywny i pozytywny.

Łatwiej powtórzyć starą bajeczkę, że ktoś obraża wartości religijne, niż kupić bilet, obejrzeć spektakl i wyrazić na ten temat swoją opinię. To jednak wykracza poza schemat protestu, wymaga wysiłku intelektualnego oraz kompetencji kulturowych

Tymczasem nie przypominam sobie, by po Romanie Brandstaetterze czy Jerzym Zawieyskim pojawił się w Polsce twórca związany z wartościami chrześcijańskimi, który zająłby się kultywowaniem wartości religijnych. Również dlatego pozytywna debata o Kościele w sztuce jest martwa. We współczesnym teatrze z wartościami chrześcijańskimi można zidentyfikować Piotra Cieplaka czy Jana Klatę. Pierwszy naraził się ultrasom, wystawiając w Teatrze Narodowym „Narty Ojca Świętego" Jerzego Pilcha – rzecz o tym, jak zwykłemu człowiekowi trudno sprostać wyzwaniom stawianym przez Jana Pawła II. Przypomnę, że były próby zatrzymania premiery, którą od razu zakwalifikowano jako bluźnierstwo. Pogratulować błyskotliwej analizy!

Jan Klata zasłynął „Lochami Watykanu", w których na elektronicznym pasku jako news dnia wyświetlana była Ewangelia. Co się działo wokół „Do Damaszku" Klaty, spektaklu, który już samym tytułem nawiązuje do Ewangelii i jest próbą ekspiacji artysty grzesznika – wszyscy chyba pamiętają. Przedstawienie zostało uznane za skandal głównie przez tych, którzy go nie widzieli. Osobiście widziałem nie tylko spektakl, ale i tych, którzy go oglądali, i albo byli znudzeni, albo zdziwieni, że ktoś mógł dopatrzyć się w przedstawieniu skandalicznych treści. No nie wystawiły sobie środowiska ultrakonserwatywne całą tą historią najlepszego świadectwa.

Katolicyzm rocznicowy

W minionym tygodniu byliśmy świadkami zaocznego skazania na niebyt „Golgoty Picnic" Rodriga Garcii. Argentyńczyk pokazuje kryzys duchowy współczesności, zastanawia się nad współczesnym odbiorem Męki Pańskiej – również w perspektywie arcydzieł malarstwa i muzyki oraz towarzyszących im zjawisk komercjalizacji cierpienia, bólu i przemocy. Od razu otrzymał łatkę bluźniercy razem z organizatorem pokazu – Poznań Malta Festival. Do protestów włączyli się kibice, którzy – jak wiadomo – są głównymi orędownikami wartości chrześcijańskich w Polsce. Ich popis miłości bliźniego można podziwiać na każdym stadionie. Ale to nie oni bulwersują ultrakatolików – tylko przedstawienie teatralne.

Oczywiście łatwiej powtórzyć starą bajeczkę, że ktoś obraża wartości religijne, niż kupić bilet, obejrzeć spektakl i wyrazić na ten temat swoją opinię. A choćby nawet skrajnie krytyczną. To jednak wykracza poza schemat protestu, wymaga wysiłku intelektualnego oraz kompetencji kulturowych.

Jako katolik mam osobiste doświadczenie kontaktu ze środowiskiem uważającym się za katolickie, a dotyczące uczestnictwa w kulturze. Jako selekcjoner zaprosiłem na Festiwal Polska w IMCE spektakl „Popiełuszko" opowiadający z dzisiejszej perspektywy o tym, czym była ofiara księdza Jerzego. Spektakl był szeroko reklamowany, prestiżu pokazom dodawała Gdyńska Nagroda Dramaturgiczna, jaką otrzymała autorka tekstu Małgorzata Sikorska-Miszczuk. Do kasy teatru nie pofatygowało się wielu widzów poza stałymi bywalcami wydarzeń teatralnych. Przypomniały mi się wtedy tłumy, które waliły na „Lubiewo" Michała Witkowskiego, niebędące bynajmniej peanem na cześć środowisk homoseksualnych. Odsądzani od czci i wiary geje przychodzili i przełykali kilka gorzkich uwag na swój temat. Potrafili się śmiać z własnych śmiesznostek. Nie czuli się obrażeni. Wchodzili w dialog ze spektaklem.

Na „Popiełuszkę", jak już wspomniałem, tłumy katolików się nie zapowiadały. Postanowiłem obdzwonić wszystkie warszawskie gimnazja i licea, które wybrały na patrona księdza Jerzego. Jakież było moje zażenowanie, gdy słuchałem odpowiedzi na moje zaproszenie. „Nie, nie da się naszych uczniów zorganizować. Nie możemy im sugerować wizyty w teatrze". Albo: „Proszę sprowadzić spektakl za pół roku, w rocznicę urodzin księdza, wtedy może pójdziemy". Zamiast aktywności na co dzień kultywowano katolicyzm rocznicowy. Ostatecznie środowisko katolickie reprezentowało na pokazie dwóch księży, którzy znali Popiełuszkę osobiście i byli świadkami jego dramatu. W prywatnych rozmowach po spektaklu mówili, że Kościół, episkopat i prymas Józef Glemp traktowali księdza Jerzego gorzej, niż spektakl pokazywał. Nic nie mówili o żadnym bluźnierstwie.

Wydarzenia związane z „Golgotą Picnic" pokazują, że zamykanie się w getcie własnych poglądów i uprzedzeń nie ma sensu. Zaś każda próba cenzurowania sztuki powoduje, że zdobywa ona rozgłos, jakiego by nie miała, gdyby nie działania blokujące wolność słowa. Miały się przecież odbyć dwa pokazy „Golgoty Picnic" na Poznań Malta Festival, które obejrzałoby kilkaset osób – tymczasem publiczność zgromadzona w wielu miastach kraju na czytaniach i prezentacji DVD, zorganizowanych w geście protestu, była o wiele większa.

Dlatego zamiast kontestować wydarzenia zaocznie, warto się z nimi zapoznać i komentować je zgodnie z własnymi poglądami. Przede wszystkim zaś środowiska, które czują się we współczesnym świecie sztuki nieobecne, powinny zadbać o własną reprezentację, czego nie da się osiągnąć przez organizowanie protestów, tylko uczestnictwo w otwartej debacie albo tworzenie własnych dzieł. To sprawdzona metoda, którą w formule „Zamiast palić cudze komitety, budujcie własne" zawarł Jacek Kuroń.

Kibolskie ustawki

Innym problemem jest zaciekłość niektórych środowisk lewicowych, które przy okazji protestów katolickich ultrasów urządziły swój sabat nietolerancji i miały ochotę na własną wojenkę. Niestety, skrajne środowiska – lewicowe czy prawicowe – wciąż zamiast dialogu wolą kibolskie ustawki w klimacie manifestacji z okazji 11 listopada.

Osobiście polecam sposób rozmowy, jaki sprawdził się w Poznaniu na placu Wolności, gdzie w piątek 27 czerwca rozmawiali ze sobą zwolennicy i przeciwnicy pokazu „Golgoty". Władze miasta, organizatorzy, lewica, prawica, liberałowie i narodowcy. Nikt nikogo nie obrażał, nikt nie naśladował agresywnego tonu, jakiego używają politycy w mediach ani też same media, które uważają, że dobrym newsem jest tylko negatywny news o protestach, odwołaniu wydarzeń, a nie rzeczowa zapowiedź festiwalu i premiery. Czekamy również na katolickie inicjatywy.

Może powinien powstać festiwal sztuk i przedstawień o treściach chrześcijańskich, konkurs na sztukę o tej tematyce. Doczekamy się? Czy zwycięży schemat protestu i naburmuszonego brzdąca?

Słyszymy ciągle zewsząd narzekania, jak bardzo laicyzuje się współczesna sztuka, jak coraz mniej jest w niej treści religijnych i chrześcijańskich. Paradoks polega na tym, że jeśli już ktoś te kwestie zaczyna poruszać – od razu okazuje się, że obraża wartości religijne i szarga świętości chrześcijan. Oznacza to, że sami katolicy w najbardziej żywotnych dla siebie sprawach pozostają bierni, oddając pole debaty swoim, rzekomym, wrogom ideowym. Rzekomym, bo sami są ofiarami własnej bierności i indolencji. Bierności, która polega głównie na tym, że nie są w stanie stworzyć własnych dzieł, a co dopiero arcydzieł, i ograniczają się do kościelnej kruchty. Można mówić nawet o grzechu zaniechania, który przykrywa pomstowanie towarzyszące takim wydarzeniom jak „Golgota Picnic".

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?