Ludowcy to nie jest problem

Platforma nie wierzy w bunt koalicjanta

Publikacja: 09.07.2014 02:00

Ludowcy to nie jest problem

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek jd Jerzy Dudek

Gdyby PSL przyczyniło się do odwołania szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza, byłby to koniec koalicji w bardzo trudnej sytuacji politycznej. Dlatego nikt w PO nie wierzy, że pragmatyczni do bólu ludowcy zamierzają popełnić efektowne samobójstwo.

Kluczem dla zrozumienia obecnego kryzysu w koalicji PO–PSL jest słowo „standardy".

„Platforma i PSL reprezentują inny punkt widzenia i wrażliwość, jeśli chodzi o dobre obyczaje" – mówił premier o PSL w 2009 r., gdy media opisywały biznesowo-towarzyski układ wokół ówczesnego wicepremiera Waldemara Pawlaka. I dodał z wyższością: „Uznałbym taką sytuację za naruszenie standardów Platformy".

Odwet na Platformie

Ilekroć w ostatnich latach PSL słyszało zarzuty o korupcję, nepotyzm albo swobodne gospodarowanie publicznym groszem, koalicjant zawsze starał się na tym zyskać, pokazując właśnie lepsze „standardy". Dziś ludowcy nie są zgodni, czy wziąć odwet, pokazując na przykładzie afery taśmowej, że nauczyciele „standardów" sami przestali ich przestrzegać.

Platforma i PSL to nie jest małżeństwo z miłości. Przez siedem lat wspólnego rządzenia krajem rachunek wzajemnych krzywd i pretensji systematycznie się wydłużał. Ale poziom niechęci nigdy nie osiągnął takiej masy krytycznej jak w poprzednich koalicjach AWS–UW, SLD–PSL oraz PiS–Samoobrona–LPR, rozsadzanych przez wewnętrzne konflikty przed końcem kadencji. Dlatego dziś nikt w PO nie wierzy, że afera taśmowa to zmieni. – Donald uważa, że PSL to nie problem. Ludowcy nie doprowadzą do zerwania koalicji. Wyborów przyspieszonych nie będzie – mówi współpracownik szefa rządu.

Wcześniejsze wybory rzeczywiście nie są w smak ludowcom, podobnie jak zakończenie współpracy koalicyjnej w atmosferze skandalu. Takie polityczne trzęsienie ziemi mogłoby się obrócić przeciwko PSL. Ludowcy dzięki regionalnym koalicjom z Platformą rządzą prawie we wszystkich sejmikach wojewódzkich, w pełni korzystając z profitów władzy w terenie. Regionalni działacze PSL nie chcą awantur przed jesiennymi wyborami samorządowymi, bo to najważniejsze, obok parlamentarnych, głosowanie z punktu widzenia interesów PSL.

Jak zatem interpretować ostre publiczne wypowiedzi wicepremiera Janusza Piechocińskiego pod adresem premiera i Platformy? Politycy PO są przekonani, że Piechociński prowadzi grę z elektoratem i własną partią.

Elektoratowi pokazuje, że nie akceptuje ujawnionych na taśmach „standardów" PO, a działaczom chce udowodnić, że wykorzystując kryzys w obozie koalicjanta, umocni PSL.

Platforma i PSL to nie jest małżeństwo z miłości. Rachunki krzywd i pretensji są bardzo długie

Piechociński postawił Tuskowi bardzo konkretny warunek – ludowcy będą bronić w sejmowym głosowaniu bohatera taśm, szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza, jeśli premier odbierze mu kontrolę nad ABW, które prowadzi dochodzenie w sprawie afery. Logika w takim ultimatum jest, wszak Sienkiewicz stał się sędzią we własnej sprawie. Nawet premier w chwili słabości, w pierwszych dniach po wybuchu afery, przyznał przecież: „Nie ulega wątpliwości, że istnieje dwuznaczność sytuacji, w jakiej znalazł się minister Sienkiewicz". Tyle że od tego czasu premier zdążył zmienić zdanie. I ultimatum Piechocińskiego spełniać nie zamierza.

Problem Piechocińskiego polega na tym, że – jak opowiadają nasi rozmówcy z otoczenia premiera – Donald Tusk nie traktuje go jak równorzędnego partnera politycznego. – Waldek Pawlak był trudny i kapryśny, ale w rozmowach w cztery oczy znajdował z Tuskiem wspólny język. Potrafili wszystko uzgodnić, nawet sprawy tak drażliwe jak podwyżka VAT czy podniesienie wieku emerytalnego – opowiada bliski współpracownik premiera. Piechociński nie ma takiej pozycji. I zdawał sobie sprawę z własnej słabości w relacjach z Tuskiem. Gdy przed eurowyborami sondował, jak premier przyjmie transfer kilku dawnych, skłóconych dziś z Tuskiem europosłów Platformy do PSL, choćby Piotra Borysa z Dolnego Śląska, dostał odpowiedź, że w rewanżu ludowcy stracą swojego wicewojewodę w tym regionie. Wolał się wycofać.

Starcia z Tuskiem w sprawie afery taśmowej Piechociński także wygrać nie może. Postawił premierowi warunki nie do spełnienia i znów będzie się musiał wycofać. – Janusz przeholował. Nie można takich żądań stawiać publicznie, bez gwarancji, że zostaną zrealizowane – przyznaje jeden z liderów PSL.

Piechociński ograny

Piechociński nie wygra tego starcia z jednego jeszcze powodu: jego własna partia nie jest w sprawie taśm tak radykalna. Orędownikami ostrożnej polityki, czyli trwania przy Platformie, są minister rolnictwa Marek Sawicki oraz szef Klubu PSL Jan Bury. To wpływowi gracze, a każdy z nich ma powody, by osłabiać skutki afery taśmowej. Latem 2012 r. Sawicki sam padł ofiarą potajemnie nagranej taśmy. W efekcie został usunięty z rządu, na co naciskał ówczesny lider PSL i jego konkurent Waldemar Pawlak. Sawicki wrócił oczyszczony dopiero wiosną tego roku. Jest przekonany, że w rozgrywce przeciw niemu maczał palce były wiceszef ABW, przyjaciel Pawlaka – płk Zbigniew Skorża. Uważa, że za obecnymi taśmami stoi ta sama grupa co w 2012 r.

Bury sam stał się pośrednio bohaterem taśm. Na jednym z nagrań minister skarbu Włodzimierz Karpiński mówi: „Ja to mam problem Burego, którego mogę wyj... w kosmos". Co miał na myśli? Tajemnicą poliszynela jest to, że biznesami Burego i jego pracą w resorcie skarbu w poprzedniej kadencji interesuje się CBA. Nasz rozmówca zaangażowany w śledztwo dotyczące afery taśmowej zwraca uwagę: – Po publikacji pierwszych nagrań liderzy PSL zaczęli zapewniać, że popierają rząd. I wtedy pojawiły się nowe taśmy, na których Karpiński mówi o Burym. Mogło chodzić o wywołanie konfliktu w koalicji. Tej samej argumentacji użył premier podczas narad politycznych z politykami PO i PSL. To zadziałało – dziś Bury niemal otwarcie odcina się od ultimatum Piechocińskiego.

Na poniedziałkowym wieczornym spotkaniu liderów koalicji Piechociński nawet słowem nie wspomniał Tuskowi o swoich postulatach wobec Sienkiewicza. Zrezygnował nawet ze standardowego dla PSL przedstawienia listy stanowisk, które w zamian za lojalność ludowcy powinni zająć w rządzie i specsłużbach. Sam zrozumiał, że na taśmowym napięciu w koalicji wiele już nie zyska. Premier znów go ograł.

Gdyby PSL przyczyniło się do odwołania szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza, byłby to koniec koalicji w bardzo trudnej sytuacji politycznej. Dlatego nikt w PO nie wierzy, że pragmatyczni do bólu ludowcy zamierzają popełnić efektowne samobójstwo.

Kluczem dla zrozumienia obecnego kryzysu w koalicji PO–PSL jest słowo „standardy".

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: O wyższości 11 listopada nad 3 maja
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku