Kiedy niekompetencja Kremla rodzi zbrodnię, tamtejsze elity powinny czuć ciarki na plecach. Gdy wiadomość o zestrzeleniu malezyjskiego samolotu nad Ukrainą dotarła do Rosji, ludzie o dobrej pamięci przypomnieli sobie katastrofę sprzed 31 lat – sowiecki atak na koreański boeing 747 i jego polityczne konsekwencje.
Kreml najpierw kłamał światu, że nie ma nic wspólnego z zaginięciem samolotu. Później twierdził, że maszyna wykonywała amerykańską misję szpiegowską. Jednak dla sowieckiego kierownictwa wydarzenie to stało się sygnałem, że sytuacja osiągnęła punkt krytyczny. Zakończyło ono karierę skrajnie twardogłowego marszałka Nikołaja Ogarkowa, szefa Sztabu Generalnego, którego niespójne i nieprzekonujące próby uzasadnienia decyzji o strąceniu samolotu okazały się dla Kremla wysoce kłopotliwe.
Niekompetencja Putina wykracza daleko poza sferę gospodarki. Jego służby bezpieczeństwa są brutalne i nieobliczalne, a w niektórych częściach kraju zrosły się z organizacjami przestępczymi
Nieudolne kłamstwa Ogarkowa w połączeniu z rozmiarami klęski, jaką ponosił Związek Radziecki w prowadzonej od 1979 roku wojnie w Afganistanie, obnażyły zaawansowany rozpad systemu. Stagnacja, która zaczęła się za panowania Leonida Breżniewa, pogłębiła się po jego śmierci w 1982 r. Kolejni sekretarze generalni, najpierw kagebista Jurij Andropow, a później członek Komitetu Centralnego partii komunistycznej Konstantin Czernienko, nie tylko obejmowali władzę, stojąc nad grobem, ale też byli zupełnie nieprzygotowani do reformowania Związku Radzieckiego.
Ogromne straty w ludziach w Afganistanie (porównywalne ze stratami USA w Wietnamie, ale poniesione w znacznie krótszym czasie) już nasuwały wniosek, że Kreml zaczyna zagrażać sam sobie. Atak na cywilny samolot tylko tę opinię potwierdził. To przekonanie przyspieszyło dojście do władzy Michaiła Gorbaczowa i zapewniło jego reformatorskiej polityce pieriestrojki i głasnosti poparcie kierownictwa partii.