19 sierpnia w odległości ok. 220 kilometrów od chińskiej wyspy Hainan chiński myśliwiec J-11 wykonał tzw. pokaz siły przed amerykańskim samolotem zwiadowczym. W lotniczym języku nazywa się to beczką, maszyna obraca się wokół swojej podłużnej osi. Gdy jeden pilot chce postraszyć drugiego wystarczy, że lekko przekręci się „na plecki" i pokaże, że jest uzbrojony po zęby, tzn. że pod skrzydłami podczepione są rakiety.
Agresywny manewr
Tak właśnie zrobił chiński pilot kilka dni temu. Dokładnie wyglądało to tak: J-11 przelatuje w bliskiej odległości pod amerykańskim zwiadowczym P-8 (to wojskowa wersja Boeinga 737), następnie wylatuje przed Amerykanina pod kątem 90 stopni i pokazuje uzbrojenie, mija P-8 w odległości niecałych 6 metrów i wreszcie wykonuje beczkę 13 metrów nad samolotem. Takie wyczyny są bezpieczne w powietrzu jedynie w jednostce akrobacyjnej Blue Angels – powiedział po tym wydarzeniu wysoki urzędnik amerykańskiego ministerstwa obrony nie wymieniany z nazwiska. Cytowany przez Wall Street Journal dodał także, że manewr był niepotrzebnie niebezpieczny i agresywny. Andrei Chang, redaktor naczelny Kanwa Defense, serwisu poświęconego wojskowości uważa, że decyzja o takim przelocie i pokazie siły nie mogła zostać podjęta przez pilota, ale musiała wynikać z konkretnego rozkazu od dowództwa. Według Changa chińscy piloci postępują zgodnie ze szkołą sowiecką, w której wszystkie decyzje muszą być kontrolowane z góry. Wreszcie, kolejny urzędnik Pentagonu podsumował całe zdarzenie do szosowego pojedynku szkolnego autobusu (amerykańskiego, dużego samolotu zwiadowczego) z Ferrari (czyli chińskim myśliwcem).
Nie pierwszy raz doszło do takiej sytuacji. W 2001 chiński pilot zderzył się z amerykańskim P-3, także dużą jednostką zwiadu elektronicznego. Chińczyk poniósł śmierć, uszkodzony P-3 przymusowo lądował na tym samym Hainanie, niedaleko którego doszło do ostatniego incydentu. 13 lat temu załoga ze Stanów Zjednoczonych była przetrzymywana przez Chińczyków przez kilka dni. W efekcie winą obarczono pilota, Wang Weia, który wykonał niepotrzebnie niebezpieczny manewr. Według Amerykanów chiński kowboj pokazał im nawet w powietrzu swojego maila. Przy takiej brawurze łatwo było o tragedię.
Porównanie do Ferrari jest na pierwszy rzut oka miłe i niegroźne, w końcu samochody z tej włoskiej firmy uchodzą za symbol elegancji i szybkości, ale Chińczycy są oburzeni. 25 sierpnia na stronie Dziennika Ludowego, głównej gazety Komunistycznej Partii Chin, ukazał się tekst, w którym pewien cytowany komentator (określany jako Wang Zhiming) polemizuje z amerykańskim porównaniem. Ferrari to według niego symbol nowobogactwa, nieodpowiedzialności i brawury, a manewr chińskiego pilota miał zostać przeprowadzony z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Ktoś w Ferrari może mieć według Chińczyka motywacje podrzędnej jakości, a przecież pilot stał na straży swojej ojczyzny.
Jak nie Ferrari to autobus
Porównanie Ferrari z samolotem może kojarzyć się z ostatnim filmem z Piercem Brosnanem z serii przygód Jamesa Bonda „Śmierć nadejdzie jutro". W scenie finałowego pojedynku, gdy agent ratuje się ze spadającego ogromnego samolotu helikopterem znajdującym się w ładowni, przedtem wypadają z maszyny luksusowe samochody. Przypominają Ferrari, są kolorowe i błyszczące, gdy potem widać je wbite w pole, są niczym wielkie kwiaty, które nagle wyrosły na przypadkowym ugorze. Samolot, z którego ratuje się brytyjski agent pełen jest bogactw północnokoreańskiego pułkownika. Nie trzeba zresztą sięgać do filmu – na początku 2012 roku Ferrari kierowane przez syna Linga Jihua, wysokiego urzędnika bliskiego ówczesnemu prezydentowi Hu Jintao, rozbiło się w Pekinie zabijając chłopaka i poważnie raniąc dwie pasażerki. Hasło „Ferrari" po tym wypadku było czasowo blokowane w chińskim Twitterze, by nie podsycać niezadowolenia społeczeństwa z tego, że władza ostentacyjnie demonstruje swoje bogactwo. W lutym 2014 roku kolejne Ferrari rozbiło się w stolicy Chin, wreszcie w maju chiński student przebywający na wymianie w Kalifornii zmarł w wypadku kierując swoim Ferrari. Najechało na niego szybko jadące Hyundai.