Nikomu do tej pory nie udało się za pierwszym razem, bez problemów i błędów dolecieć do Marsa. 23 z 41 dotychczasowych misji zakończyły niepowodzeniami, z początku klęski ponosili wszyscy, którzy chcieli Marsa badać. Jednak Indie pokazały, że można za pierwszym razem pokonać setki milionów kilometrów dzielące naszą planetę i Marsa, i z powodzeniem umieścić na orbicie pojazd.

Historyczny sukces

Sonda nazywa się Mangalyaan, czyli dosłownie „marsjański pojazd". Jest pierwszą indyjską misją planetraną w historii. Po niecałych 10 miesiącach od wystrzelenia dotarła do czerwonej planety i z powodzeniem weszła na jej orbitę. Przez indyjskie media przetoczyła się fala radości, sukces chwalił w specjalnym wystąpieniu telewizyjnym premier Modi, a amerykański łazik Curiosity na Twitterze witał się z sondą sanskryckim zwrotem „namaste". W społecznościach indyjska podróż kosmiczna przyciągała z każdym tygodniem coraz więcej fanów, oficjalny profil Indyjskiej Organizacji Badań Kosmosu (ISRO – Indian Space Research Organisation) zebrał już ponad 520 tys. osób, a profil sondy na Twitterze obserwuje blisko 100 tys. internautów, więcej niż samej agencji kosmicznej.

Sukces Indii jest badany pod każdym względem. ISRO przeznaczyła na Mangalyaana prawie 10 razy mniej niż NASA na swojego Mavena (wszedł na orbitę Marsa kilka dni przed Hindusami), bo zaledwie 74 mln dolarów. Premier Modi żartował nawet, że wysłanie indyjskiej sondy kosztowało mniej niż produkcja filmu „Grawitacja" dziejącego się w przestrzeni kosmicznej. Mangalyaan może zafundować prawdziwe wrażenia, które trwają o wiele dłużej niż akcja na kinowym ekranie. ISRO potrzebowała jedynie 15 miesięcy, by zaprojektować, przetestować i odpalić sondę. Pojawiły się także memy, które żartują z kosztów całej operacji porównując je do kosztów taksówek w Indiach – 780 mln kilometrów pokonane przez pojazd za 74 mln dolarów daje ok. 10,5 dolara za jeden kilometr kosmicznej podróży. Wciąż drożej niż podróż rikszą.

Taniej, lepiej i szybciej

Pozostałe państwa mogą jedynie Indiom zazdrościć. To dopiero 4 kraj, który z powodzeniem umieścił sondę na orbicie Marsa, wcześniej udało się to tylko Stanom Zjednoczonym, Rosji i UE. Próbowali Japończycy i Chińczycy, ale ich próby były nieudane. Czerwona planeta wciąż pozostaje celem kosmicznych misji, załogowe podróże planowane są na okolice 2030 roku. Wiele się jednak do tego czasu może zmienić. Na powierzchni Marsa prace badawcze prowadzą teraz dwa amerykańskie łaziki – wspominany Curiosity, który czasem gawędzi sobie z indyjskim towarzyszem na Twitterze oraz Opportunity na służbie już od ponad 10 lat. Kolejne etapy marsjańskich podróży mają polegać na przywiezieniu próbek gruntu na Ziemię, by przeprowadzić dokładniejsze badania, a także by sprawdzić możliwości lądowania i startu z planety.

Przyszłość należy do Indii?

Jest bardzo prawdopodobne, że kolejne sukcesy na polu eksploracji Marsa ponownie zrobią Indie. Koszty pracy naukowców z subkontynentu są o wiele mniejsze niż specjalistów z zachodu, a Indie dysponują wszechstronnie wykształconymi astrofizykami. Ważna jest także redukcja wszystkiego, co tylko się da podczas tak dalekich misji. Mangalyaan zabrał na pokład ponad cztery razy mniej ładunku niż amerykański Maven, a mimo to wciąż jest w stanie prowadzić badania nad składem marsjańskiej atmosfery. Indie wytyczają nowe drogi kosmicznych podróży i kto wie, czy w przyszłości nie staną się krajem, który jako pierwszy wyśle na powierzchnię Czerwonej Planety załogową misję.