ONZ obawia się wprawdzie rosyjskiej inwazji na Ukrainę, bardziej prawdopodobne wydaje się jednak powolne zaduszanie jej przez Rosję. Głównie za pomocą gazu. Polska może pomóc w zdjęciu gazowej pętli i jeszcze na tym zarobić. W przeciwieństwie do dotychczasowych akcji pomocowych będzie to realne przedsięwzięcie, a nie propagandowa hucpa.
W 2014 r., jak poinformował minister spraw zagranicznych, wydamy na pomoc dla Ukrainy 21 milionów złotych. To za mało, by uprawiać politykę w skali wiejskiej gminy, a co dopiero wielkiego państwa. Nawet zwiększenie tej kwoty o kilkaset procent, co jest zresztą nierealne, nie poprawi sytuacji. Co innego włączenie Ukrainy do europejskiego systemu gazowego. Takie posunięcie radykalnie zmieniłoby pozycję Kijowa wobec Moskwy, w dodatku jest neutralne politycznie, a Polska może odegrać w nim kluczową rolę.
Nikt nie wierzy w ukraińską demokrację
Problem z zaangażowaniem Unii Europejskiej i państw zachodnich na Ukrainie polega bowiem na tym, że niewielu tamtejszych polityków wierzy, że kroczy ona ku stabilnej demokracji, państwu prawa i uczciwych reguł w gospodarce. Ostatnie wybory parlamentarne, wreszcie legitymizujące władzę wykonawczą, nie zmieniły sytuacji.
W parlamencie równolegle do podziału na kluby partyjne nadal funkcjonuje podział na kluby oligarchiczne grupujące deputowanych według klucza finansowej podległości. Potężna i niesformalizowana władza oligarchów została zachowana. Niepewna jest też postawa batalionów ochotniczych i armii w ogóle – czy aby nie zechce ona odegrać w przyszłości roli zbrojnego recenzenta rządu oraz prezydenta.
To mało optymistyczny obraz zniechęcający do angażowania się na Ukrainie. Jest jednak dziedzina, która wymyka się politycznym i etycznym zahamowaniom, a jednocześnie pozostaje potężnym narzędziem władzy. To wydobycie i obrót surowcami energetycznymi; w wypadku Ukrainy, Rosji i UE w szczególności gazem ziemnym.