Nie było trudno polubić Józefa Oleksego, a dusza polska nie zna mściwości. Wszystkiemu wierzy. Nie pamięta złego. Mieli do niej o to żal różni wieszcze. O beztroskie, od wieków aktualne–„Co było to było. Grunt, żeby czym prędzej zakończyć sprawę wesołym oberkiem."
Odchodzenie Oleksego jest tajemnicą. Kto wie, na ile klęska polityka splotła się w tym życiorysie z tragedią czysto ludzką. Ze zdradą zaufania. Rak jest chorobą pokrętną. Trudna była ostatnia dekada Oleksego. W jej końcówce Oleksy był częstym rezydentem telewizyjnych studiów. Królował w gazetach. Żegnał się. Tę szansę udostępniano mu skwapliwie.
W tym samym niemal czasie odchodzili nasi wielcy. Bez specjalnego rozgłosu, wyjątkowych pożegnań, szczególnych, ogólnonarodowych fet odmeldował się Tadeusz Konwicki.W zapomnieniu, milczeniu, z haniebną niewdzięcznością pogrzebano Człowieka Historię - Kazimierza Świtonia. Nieco wcześniej zwinęli się: Zbigniew Zapasiewicz, Wojciech Siemion, Andrzej Łapicki, Gustaw Holoubek, Adam Hanuszkiewicz. Stanisław Różewicz. Gigant kultury polskiej XX wieku - Zbigniew Herbert. Przepychu nie było, mimo że akurat ci ostatni Mohikanie polskiej inteligencji mogli nam jeszcze powiedzieć coś naprawdę wartościowego. Mogliśmy wyłudzić od nich rekapitulacje mędrców. Otrzymać ważną, ostatnią przestrogę. Odebrać bezcenny legat dla narodu. A wygadani byli nad poziomy. Jeżeli Józef Oleksy był hasłem w polskiej encyklopedii, to każdy z tamtych był całą encyklopedią. Co poniektórych godzi się porównać tylko do jakiejś Encyklopedii Britannica rzeczy bezcennych. Żadnego nie żegnano tak, jak na to zasłużył. Nie popłynęły wywiady – rzeki, filmy, prezentacje dokonań, wznowienia twórczości, pamiętniki. biografie. Wprawdzie, niektórzy zmarli nagle, ale przecież wszyscy byli wiekowi.
Oleksemu dano szansę, by na koniec stał się narodowi bliski. Na tle żałosnych, pospolitych dyletantów, mógł sprawiać wrażenie krynicy politycznej mądrości. Niefortunne zwierzenia przy kominku zaufanego towarzysza, które, lubo nagrane kompletnie nielegalnie, złamały mu karierę zawodowego polityka, ludzkiej sympatii mu dodały. Józef Oleksy zadbał o pozytywną puentę swojego, oficjalnegożycia. Pochodząc z prostej rodziny, zyskał polor człowieka inteligentnego, o ujmujących manierach. Nie wątpię, że tak ukształtowało go seminarium duchowne. Tonu jego głosu słuchało się z ulgą, pomimo obłych, bezpiecznych, koncyliacyjnych treści, jakie w życiu oficjalnym były specjalnością tego polityka. Człowiek z obyciem zawsze będzie kontrastował w towarzystwie podejrzanych elit. O wiele łatwiej nie lubić gbura.
W swych dniach ostatnich Oleksy stał się ulubieńcem tabloidów, bez skrupułów epatujących tragiczną prawdą o agonalnym stanie jego zdrowia. Wrażenie potęgowało upublicznienie niecodziennych dyspozycji dotyczących przyszłego pogrzebu. Polityk nie miał złudzeń co do składu osobowego potencjalnych, oficjalnych żałobników. Ogłoszenie przewidywania „fałszywego pieprzenia" z tej okazji, sprzeczne w formie i treści z wizerunkiem kulturalnego, życzliwego, ułożonego dżentelmena, nie byłowyrazem miłości i przywiązania do znajomków, ani szacunku dla aparatczyków władzy.