Jarosław Makowski o rodzinie we współczesnym świecie

Globalizacja, kapitalizm i konsumeryzm wymuszają zmiany, które naszym biskupom, bezpiecznie pozamykanym w swoich pałacach, zapewne się nie śniły – pisze publicysta.

Aktualizacja: 26.01.2015 08:00 Publikacja: 26.01.2015 01:00

fot. simmbarb

fot. simmbarb

Foto: http://www.freeimages.com

Kilka tygodni temu brałem udział w cyklicznej debacie pod patronatem kard. Kazimierza Nycza „Dziedziniec dialogu". Przedmiotem dyskusji, w której udział wzięli redaktor „Christianitas" Tomasz Rowiński i dominikanin o. Mirosław Pilśniak, był synod o rodzinie. W trakcie rozmowy zorientowałem się, że jestem jedynym, który bronił i formuły synodu zwołanego przez Franciszka, i zmiany strategii duszpasterskiej wobec ludzi żyjących w nowych związkach, którą zaproponował kard. Walter Kasper.

Katolicy drugiej kategorii

Po dyskusji podeszła do mnie para. Sądziłem, że zechcą mnie skarcić, iż – co niektórzy uczestnicy spotkania sugerowali – relatywizuję i spłycam piękne nauczanie o rodzinie, jakim od wieków może się szczycić Kościół. Nauczanie, które – gdyby ludzie je zrozumieli – odkryłoby przed nimi swą głębię i piękno. Tymczasem moi rozmówcy podeszli z podziękowaniem za to, iż nie używałem Biblii i nauczania Jezusa, aby ich potępiać i wykluczać ze wspólnoty.

Od 15 lat żyją w związku niesakramentalnym, który Kościół piętnuje, ale oni są w nim szczęśliwi, kochają się i nie rozumieją, co takiego złego zrobili, że – choć nie z ich winny – nie mogą ponownie ułożyć sobie kościelnego życia i, przykładowo, przystępować do komunii. Znamienne, że ci ludzie nie podeszli do obecnych na sali księży. Nie wiem dlaczego, ale może czuli strach, że nim zostaną zrozumiani, że nim da im się szansę opowiedzenia o swoim dramacie, zostaną ocenieni i zakwalifikowani jako „katolicy drugiej kategorii".

Kiedy słuchałem ich opowieści – o oddaniu, miłości, bliskości, a zarazem o bólu, że Kościół patrzy na nich podejrzliwie – zachodziłem w głowę: „Jak to możliwe, że dla Kościoła ci kochający się starsi już dziś ludzie są grzesznikami?". I pytałem samego siebie, czy Cieśla z Nazaretu też by ich do siebie nie dopuścił, jak czyni wielu biskupów, bo ich pierwsze małżeństwa się rozpadły.

To intrygujące, że i biskupom, i niektórym katolickim publicystom (ale już nie wszystkim księżom pracującym z ludźmi z krwi i kości...) z taką łatwością przychodzi potępianie osób, którym posypało się małżeństwo. Dlaczego?

Po pierwsze, gdyby ktoś słuchał tylko rodzimych biskupów, nigdy by się nie domyślił, że Jezus mówił przede wszystkim o biedzie, trosce i solidarności, a nie o seksie i nierozerwalności małżeńskiej. Z bogatego przesłania Jana Pawła II polscy hierarchowie przyswoili sobie i nauczyli się bowiem tylko tego związanego z rodziną, seksem i tzw. teologią ciała. I przedstawiają go, w odróżnieniu od papieża Polaka, w dość topornej wersji.

Po drugie, biskupi głoszą nauczanie Kościoła o nierozerwalności małżeństwa z takim nieprzejednaniem i surowością, bo rzadko spotykają się – tak jak ja się spotkałem twarzą z twarz – z ludźmi, którzy żyją w nowych związkach. I którzy, mimo wykluczenia, starają się być dobrymi katolikami i przyzwoitymi ludźmi. Takie bezpośrednie spotkanie sprawia, że nie masz przed sobą człowieka, który czerpie radość z tego, że rozpadło mu się małżeństwo, ale cierpi, bo mimo godnego życia jest traktowany jak grzesznik. A przecież święty to grzesznik, który się podnosi.

I rzecz ostatnia: czytając niektórych katolickich publicystów krytykujących podejście kard. Waltera Kaspera, by zmienić strategię duszpasterską wobec rozwodników, można odnieść wrażenie, że przemawia przez nich zawiść: „My trwamy w tym samym związku z takim wysiłkiem, a tu Kościół chce otworzyć furtkę dla grzesznych, którzy nie zdali egzaminu. Gdzie tu sprawiedliwość?".

Zawsze mogę się rozwieść

Tymczasem Franciszek i kard. Kasper uznali, że rodzina jest swoistym laboratorium, w którym – jak w zwierciadle – widać współczesne przemiany miłości i intymności. I mieli rację. By jednak umożliwić zrozumienie tego, od początku towarzyszyły synodowi dialog, konsultacje i otwarta debata.

Po raz pierwszy w historii synod poprzedziła ankieta, którą episkopaty wszystkich krajów miały przeprowadzić wśród wiernych. Papież Franciszek pytał w niej o znajomość doktryny Kościoła w sprawie rodziny, a także o to, które z jej elementów wierni uważają za trudne do realizacji w codziennym życiu. To zupełne novum, by brać pod uwagę głos ludu bożego. I respektować fakty.

A fakty, np. w katolickiej Polsce, są takie: według GUS w 2013 r. o 35 proc. wzrosła liczba rozwodów. Ich przyczyny ze starego katalogu to: niezgodność charakterów, zdrada, alkohol. Nowe: długa nieobecność w domu, czyli emigracja, wyjazdy zarobkowe lub różnice światopoglądowe.

Kłania się tu świetna książka zmarłego przed kilkoma dniami Ulricha Becka i jego żony Elisabeth Beck-Gernsheim „Miłość na odległość". Mowa jest w niej o zewnętrznych, obiektywnych czynnikach, takich jak konieczność mobilności, poszukiwanie pracy z dala od bliskich czy konsumeryzm, które mają wpływ na przemianę modelu rodziny w naszej globalnej wiosce.

Weźmy na przykład rodziny światowe, jak nazywają je Beckowie. Kształtują je dziś różnice – językowe, kulturowe i – rzecz jasna – religijne. I czasem też przez te różnice się rozpadają. Beckowie opisują historię pewnej Polki, która ma wyjść za mąż za Amerykanina z Teksasu. Swoje wątpliwości wyraża w wewnętrznym monologu. „Czy powinnaś za niego wyjść?" – pyta po polsku, później zastanawia się w języku angielskim.

Myśląc po polsku, przetwarza polskie wartości kulturowe. W jej głowie pojawia się więc myśl, że małżeństwo to ważna decyzja i że zawiera się je na całe życie. Tym bardziej powinna więc być ostrożna. A potem zaczyna się monolog po angielsku. I nagle wizja poślubienia Amerykanina wydaje się dużo bardziej obiecująca, a sama Polka – bardziej optymistyczna. „W końcu – myśli sobie – zawsze mogę się z nim rozwieść".

Krótko mówiąc: to nie żadna lewacka ideologia zagraża rodzinie, jak są skłonni sądzić biskupi, ale globalizacja, kapitalizm i konsumeryzm, które stały się znakiem rozpoznawczym współczesności i które wymuszają zmiany życia rodzinnego – zmiany, o których rodzimym biskupom, bezpiecznie pozamykanym w swoich pałacach, zapewne się nie śniło.

Miłosierdzie zamiast ideologii

Podejście do rodziny, które prezentuje kard. Kasper, bierze pod uwagę całość naszej złożonej i globalnej rzeczywistości – świata, w którym rodziny poddawane są presji rynku, konkurencji i konsumeryzmu. Kard. Kasper nie tyle więc proponuje zmianę nauczania, ile zmianę podejścia i strategii duszpasterskiej. Już nie kościelna ideologia, ale miłosierdzie. Już nie język piętnujący i wykluczający ludzi zmuszonych przemieszczać się tysiące kilometrów za pracą, lecz język włączający.

Dlaczego miłosierdzie, a nie kara? Bo tak działał Jezus z Nazaretu. Niemal na każdej stronie Ewangelii Mistrz przekonuje, że nie przyszedł do tych, którzy się dobrze mają, ale do tych, którzy chorują. Zatem zarówno On sam, jak i Jego Ewangelia mają być lekarstwem dla błądzących i grzeszników – także rozwodników, w tym osób żyjących w kolejnych związkach.

Kolejną kwestią jest zmiana kościelnego języka. Język to więcej niż krew. Dlatego jeśli ktoś chce prowadzić powierzoną mu wspólnotę, musi sprawić, by zaczęła mówić jego językiem. I ten papież to rozumie. Wie też, że językiem potępienia, wykluczenia, piętnowania nie przyciągnie ludzi do Kościoła. Nie pokaże mocy tkwiącej w Ewangelii.

Tak jak kiedyś Jan Paweł II dokonał rewolucji, mówiąc, że to „człowiek jest drogą Kościoła, a nie Kościół drogą człowieka", tak dziś kard. Kasper i papież Franciszek też dokonują swoistej rewolucji, głosząc, że to „rodzina jest drogą Kościoła, a nie Kościół drogą rodziny". Cóż bowiem po Kościele, który nakłada na rodzinę tylko brzemię, a w niewielkim stopniu pomaga jej to brzemię dźwigać? Cóż po pasterzach, którzy zamiast miłosierdzia znają tylko język potępień?

I na koniec: tradycyjne nauczanie Kościoła o rodzinie jest odrzucane nie dlatego, że jest trudne czy wymagające. Jest odrzucane, także przez katolików, gdyż jest banalne wobec złożoności dzisiejszego świata.

Autor jest filozofem i teologiem, redaktorem naczelnym kwartalnika „Instytut Idei" i szefem Instytutu Obywatelskiego – think tanku Platformy Obywatelskiej

felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml