Kilka tygodni temu brałem udział w cyklicznej debacie pod patronatem kard. Kazimierza Nycza „Dziedziniec dialogu". Przedmiotem dyskusji, w której udział wzięli redaktor „Christianitas" Tomasz Rowiński i dominikanin o. Mirosław Pilśniak, był synod o rodzinie. W trakcie rozmowy zorientowałem się, że jestem jedynym, który bronił i formuły synodu zwołanego przez Franciszka, i zmiany strategii duszpasterskiej wobec ludzi żyjących w nowych związkach, którą zaproponował kard. Walter Kasper.
Katolicy drugiej kategorii
Po dyskusji podeszła do mnie para. Sądziłem, że zechcą mnie skarcić, iż – co niektórzy uczestnicy spotkania sugerowali – relatywizuję i spłycam piękne nauczanie o rodzinie, jakim od wieków może się szczycić Kościół. Nauczanie, które – gdyby ludzie je zrozumieli – odkryłoby przed nimi swą głębię i piękno. Tymczasem moi rozmówcy podeszli z podziękowaniem za to, iż nie używałem Biblii i nauczania Jezusa, aby ich potępiać i wykluczać ze wspólnoty.
Od 15 lat żyją w związku niesakramentalnym, który Kościół piętnuje, ale oni są w nim szczęśliwi, kochają się i nie rozumieją, co takiego złego zrobili, że – choć nie z ich winny – nie mogą ponownie ułożyć sobie kościelnego życia i, przykładowo, przystępować do komunii. Znamienne, że ci ludzie nie podeszli do obecnych na sali księży. Nie wiem dlaczego, ale może czuli strach, że nim zostaną zrozumiani, że nim da im się szansę opowiedzenia o swoim dramacie, zostaną ocenieni i zakwalifikowani jako „katolicy drugiej kategorii".
Kiedy słuchałem ich opowieści – o oddaniu, miłości, bliskości, a zarazem o bólu, że Kościół patrzy na nich podejrzliwie – zachodziłem w głowę: „Jak to możliwe, że dla Kościoła ci kochający się starsi już dziś ludzie są grzesznikami?". I pytałem samego siebie, czy Cieśla z Nazaretu też by ich do siebie nie dopuścił, jak czyni wielu biskupów, bo ich pierwsze małżeństwa się rozpadły.
To intrygujące, że i biskupom, i niektórym katolickim publicystom (ale już nie wszystkim księżom pracującym z ludźmi z krwi i kości...) z taką łatwością przychodzi potępianie osób, którym posypało się małżeństwo. Dlaczego?