Zgodnie z najnowszym pomysłem minister edukacji narodowej bowiem od nowego semestru stopnie z części z przedmiotów mają być stawiane nie za wiedzę czy umiejętności, ale za dobre chęci. – Piątka należy się wtedy, kiedy dziecko przyjdzie na zajęcia i będzie robiło wszystko, żeby starannie wykonać ćwiczenie zadane przez nauczyciela – oznajmiła Joanna Kluzik-Rostkowska.
Na razie taki model oceniania dotyczyć ma tylko plastyki, WF czy muzyki, ale niby dlaczego nasze światłe ministerstwo miałoby poprzestać na tych przedmiotach? Argument, że nie każdy musi mieć talent do rysowania, śpiewu czy biegania, można przecież rozciągnąć na wszystkie przedmioty. Nie każdy ma łatwość pisania, nie każdemu słówka wchodzą do głowy, nie każdy jest w stanie przyswoić sobie specyfikę myślenia matematycznego. Dlaczego więc mamy oceniać kogoś takiego za to, czym obdarzyła go (bądź nie) natura? Dlaczego nie uznać, że nauczyciel matematyki czy polskiego (albo historii, fizyki czy chemii) powinien również stawiać piątki za to, że uczeń łaskawie pojawił się w szkole i wykonywał jego polecenia (bo przecież mógłby nie wykonywać, tylko go na przykład opluć)?