Tymczasem Wiktor Orban kontynuuje działania dyplomatyczne w innym bliskowschodnim mocarstwie – Iranie.
Polska nie prowadzi żadnej niezależnej polityki na Bliskim Wschodzie. Nasze poczynania od dawna uzależnione są od działań Amerykanów. Na pozór taka strategia może się wydawać racjonalną. Nasze interesy są gdzie indziej, a stojąc murem za Amerykanami, zapewniamy sobie względy najpotężniejszego sojusznika.
To naiwny punkt widzenia. Właśnie dlatego, że bezpieczeństwo Polski jest w ogromnej mierze uzależnione od tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą, konieczne jest prowadzenie podmiotowej polityki na Bliskim Wschodzie. Właśnie dzięki takiej polityce Europę koncertowo rozegrał Putin. Oczywiście nie chodzi o to, by angażować się w konflikty zbrojnie. Broń Boże! Poprzez odpowiednie działania dyplomatyczne można jednak wspierać Turcję i jej europejskie aspiracje. Turcy od setek lat byli doskonałym sprzymierzeńcem przeciw Rosji. Nie są też tak odlegli kulturowo jak inni muzułmanie. Choć Turcy stanowią największą grupę muzułmanów na terenie Uniii Europejskiej, nie znajdujemy ich w żadnych ugrupowaniach terrorystycznych. Zaangażowanie Polski w relacje na Bliskim Wschodzie jest też potrzebne, by nie oddawać tego frontu Putinowi za darmo.
Należy przede wszystkim zrozumieć, że nie jesteśmy za słabi, ani to nie jest za daleko. Powagę tego ważnego regionu doskonale rozumie na przykład podziwiany przez polską prawicę Wiktor Orban, który podczas swojej wizyty w Iranie ogłasza – a są to oświadczenia bardzo doniosłe dyplomatycznie – że nie wyobraża sobie stabilności na Bliskim Wschodzie bez istotnej roli Iranu oraz że gratuluje Islamskiej Republice zniesienia sankcji gospodarczych.
Orban znany jest ze swojej zdecydowanej polityki, ale niestety także ze swojego stanowiska prorosyjskiego. Wsparcie dla Iranu, pozostającego w sojuszu z Putinem, jest także gestem prorosyjskim. Najwyższy czas, by do Turcji nareszcie na poważnie przybył poseł z Lechistanu, a współpraca w ramach Grupy Wyszehradzkiej rozwijana była w szerszej geopolitycznej perspektywie. To chyba w końcu znacznie ważniejsze niż fakt, że panie miały takie same garsonki.