Reklama

„Macanki” a sprawa niemiecka

Wydarzenia w Kolonii ciągle kryją wiele znaków zapytania. W poszukiwaniu winowajców uchodźcy stali się łatwym adresatem oskarżeń – uważa pisarz.

Aktualizacja: 14.01.2016 00:21 Publikacja: 12.01.2016 17:50

„Macanki” a sprawa niemiecka

Foto: AFP

"Stoimy na straży tradycji. Przemoc seksualna musi pozostać w niemieckich rękach" – głosi pewien kolaż satyryczny nawiązujący do wydarzeń z nocy sylwestrowej w Kolonii. Kolaż spopularyzowały media społecznościowe. Nad napisem jest wymowne zdjęcie z Oktoberfestu, a całość sygnuje logo bawarskiej CSU.

Rzeczywiście, organizacje pomocy kobietom podają wstrząsające dane: w czasie monachijskich dożynek chmielnych, festynu, który urósł do rangi symbolu niemieckiej kultury ludowej, szacunkowo dochodzi do około 200 gwałtów. Szacunkowo, bo średnio tylko dziesięć zostaje zgłoszonych na policję. Molestowanie seksualne jest na porządku dziennym. Tak było, na długo zanim do kraju trafili imigranci. „Klepanie po tyłku" czy „macanie cycków" należą do repertuaru „tradycyjnych" zachowań wielu uczestników. I nie dotyczy to wyłącznie terenu festynu. W czasie Oktoberfestu kobiety w mieście znacznie częściej zamawiają taksówki, a pieszo poruszają się w większych grupach.

Długi karnawał

Po wydarzeniach minionego sylwestra oburzenie wobec deklaracji władz i policji w Kolonii, w tym pani burmistrz Henriette Reker, jest w wielu kwestiach uzasadnione. Ale twierdzenie, że Reker postuluje konieczność dostosowania się kobiet do rzekomych zwyczajów imigrantów, to rasistowska manipulacja. Słowa pani burmistrz nie różnią się od tego, co w podobnych sytuacjach powiedziałby pierwszy lepszy policjant: należy unikać grup osób, które zachowują się agresywnie, schodzić im z drogi i nie prowokować. Kolońscy stróże prawa wiedzą, o czym mówią – Oktoberfest to nieco ponad dwa tygodnie w roku, za to karnawał, filar ludowej kultury Nadrenii, zaczyna się 11 listopada, a kończy w Środę Popielcową. Sylwester to jedna z jego kulminacji.

Kilka razy towarzyszyłem kobietom, które składały w komisariacie doniesienie o popełnieniu przestępstwa na tle seksualnym. Między innymi w Kolonii. Pomijając niezwykle skomplikowany aspekt psychologiczny, kiedy ofiara musi stanąć oko w oko z funkcjonariuszem i wszystko opowiedzieć, ani prawo, ani możliwości operacyjne policji nie pozwalają reagować na liczne tego rodzaju przestępstwa. Nie miejsce tu, aby rozważać dlaczego. Jednak twierdzenie, że przemoc seksualna i molestowanie w miejscach publicznych trafiło do europejskich miast wraz z uchodźcami, to hipokryzja.

Wydarzenia w Kolonii ciągle kryją wiele znaków zapytania. W sylwestrową noc policjanci byli obecni na placu przed dworcem i mieli ogląd sytuacji. Dlaczego, mimo trwających wiele godzin zajść, nie ściągnięto posiłków, aby skutecznie zareagować? Wiadomo również, że zwarte szyki osób blokowały funkcjonariuszy przy próbach przedostania się do miejsc, gdzie dochodziło do rabunków i molestowania. Umiejętnie prowokowano i zwodzono policjantów. Świadczy to o zorganizowanych, miejscowych strukturach przestępczych znających uwarunkowania prawne i obeznanych z metodami działań policji.

Reklama
Reklama

Na miejscu ujęto osoby podejrzane, wśród nich ubiegających się o azyl. Choć to oczywiste, przypomnę: podejrzany to jeszcze nie sprawca. W okolicach dworca i katedry znajdowało się w sylwestra 1000–2000 osób. Szacuje się, że tylko poniżej 10 proc. to ścisły krąg ludzi, wśród których należy szukać sprawców. Jeśli policjanci nie byli w stanie dotrzeć do miejsc, gdzie popełniano przestępstwa, to może warto zapytać, kogo i z jakiego powodu byli w stanie wylegitymować? W chwili pisania tego artykułu nikomu z wtedy zatrzymanych nie przedstawiono zarzutów związanych z przestępstwami na tle seksualnym.

Rasistowskie slogany

Komentatorka tygodnika „Der Spiegel" zwracała w miniony czwartek uwagę, że mówiąc o przemocy seksualnej, najprościej zwalać winę na najsłabszych. Do tej pory były to kobiety, ofiary przestępstw. Teraz w hierarchii społecznej pojawił się ktoś, kogo stygmatyzować jeszcze łatwiej: uchodźcy.

To nic nowego. W czasach kolonialnych popularne były rasistowskie slogany o czarnych dzikusach, którzy tylko czekają na okazję, aby zbrukać czyste, białe kobiety. Również współczesna kultura masowa sięga po tego rodzaju skojarzenia. Fantazje mieszają się w nich z różnego rodzaju mechanizmami zbiorowego i indywidualnego wyparcia. Zjawiska te opisywane są pod hasłem kultury gwałtu (rape culture).

Wyrywając się z zaklętego kręgu uprzedzeń i perwersyjnych wyobrażeń, warto sięgnąć do statystyk. Ponad 60 proc. niemieckich kobiet przynajmniej raz doświadczyło molestowania seksualnego, co najmniej 12 proc. stało się ofiarami przestępstw na tle seksualnym. Choćby skrzyknęli się wszyscy przybyli do Niemiec imigranci, nie ma szans, aby „obsłużyli" tego rodzaju statystykę...

Rzecz jasna, wydarzenia w Kolonii należy wyjaśnić. Jednak ktokolwiek okaże się sprawcą i skądkolwiek by pochodził, nie wycierajmy sobie brudnych łapsk za pomocą „innych".

Autor jest pisarzem i menedżerem kultury. Zajmuje się zagadnieniami wielokulturowości, migracji i pamięci zbiorowej. Jest autorem dwóch książek „Opętanie. Liban" oraz „Handlarz wspomnień". Mieszka na przemian w Kolonii, Warszawie i Bejrucie.

Reklama
Reklama

Zobacz także:

Co się dzieje między Polską a Niemcami?

 

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Świat jako felieton Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
MLP Group z jedną z największych transakcji najmu w Niemczech
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Czy Grzegorz Braun nauczy Jarosława Kaczyńskiego odpowiedzialności?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Ostatnia wojna Europy
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Nowa hierarchia politycznych celów USA
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
felietony
Zuzanna Dąbrowska: Norki wygrały z psami
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama