Rząd Beaty Szydło zdecydował się na projekt ustawy dezubekizacyjnej plus. Plus, gdyż jest to w gruncie rzeczy dodatek do inicjatywy premiera Donalda Tuska z 2009 roku, skutecznie wdrożonej, mimo oporu środowiska, które skarżyło ją w sądach, Trybunale Konstytucyjnym i Strasburgu.
Emerytury oprawców i ofiar
Premier Beata Szydło powołuje się na sprawiedliwość społeczną. Zresztą podobnie zapisane jest w ustawie poprzedniczce – konkretnie w jej preambule, którą wykorzystano, nie bez targów przy orzekaniu o zgodności ustawy z prawem człowieka i konstytucją. Rozwiązanie to w TK popierał Andrzej Rzepliński, a wątpliwości co do niego miała na przykład Teresa Liszcz.
Ówczesne cięcie było ostrym zniesieniem przywileju 40-procentowej emerytury za 15 lat służby oraz jej wzrostu o 2,6 proc. za każdy rok służby.
Czy zatem konieczne jest dodatkowe cięcie? Pytają jedni, krzyczą na mnie drudzy. Cięcie poszerza zakres podmiotowy, ale przede wszystkim ingeruje w obszar prawny uregulowany już przez prawodawstwo III Rzeczypospolitej. Zresztą jest bardzo ostrożne w podważaniu praw nabytych, decydujących o egzystencji uposażonych. Choć zmian takich dokonywano między innymi w służbach mundurowych w 2013 r.
A mimo to, jak wynika z narracji rządowej, nadal emerytury byłej SB wymagają redukcji. Zwłaszcza że nie konweniują z emeryturami ofiar – bywa, że stosunek między nimi wynosi 15 tys. do zera złotych. Niebezpieczne jest robienie oka, czyli prawo kontrybucyjne – tyle dostaną ofiary, ile zabierzemy katom. Obrzydliwe, bo zmierza do maksymalizacji łupów; głupie, bo może ich zabraknąć dla wszystkich zwycięzców. To brzmi dosadnie w propagandowej formie. Choć te głosy obrońców obecnego statusu o represji dla jednodniowego ucznia akademii spraw wewnętrznych z PRL i pracującego potem w RP, też są wyłącznie kontrpropagandą.