Pomysł wprowadzenia limitu kadencji lokalnych liderów nie jest nowy. Nie jest też rozwiązaniem niedorzecznym, choć w Europie bardzo rzadko stosowanym. Kluczowa jest wątpliwość, czy limit kadencji rzeczywiście poprawi sytuację polskich samorządów. Czy nie pozbawi lokalnych społeczności zdolnych liderów? Czy nie będzie sprzyjał fikcyjnym zmianom na urzędzie? Czy nie ma alternatywnych rozwiązań? Zasadne jest też pytanie, czy pospieszne manipulowanie regułami wyborów nie jest motywowane tylko i wyłącznie doraźnym interesem rządzących.
Niskie zaufanie do polityki
Od jakiegoś czasu pojawiają się głosy, że mamy do czynienia ze zbyt małą wymianą kadr zarządzających samorządami gminnymi, a władza lokalna w ostatnich latach koncentrowała się coraz bardziej w rękach burmistrzów. Po 2002 roku poszliśmy w kierunku budowania „lokalnego prezydencjalizmu" i dostrzegamy jego wady.
Warto przypomnieć, że pod koniec lat 90., obawiano się zjawiska odwrotnego. Wskazywano, że zbyt duża rotacja na stanowiskach włodarzy gmin przeszkadza w realizacji spójnych wizji rozwoju lokalnego. Między innymi dlatego wprowadzono w 2002 roku bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Cel udało się zrealizować z nawiązką. Rezultaty badań wskazują, że o ile jeszcze w 2003 roku Polska należała do krajów o najniższym w Europie odsetku wieloletnich włodarzy, to w roku 2015 znaleźliśmy się pod tym względem (obok Francji) w europejskiej czołówce.
Pamiętajmy, że według sondażu CBOS jesienią 2014 r. większość Polaków zgadzała się z postulatem ograniczenia kadencji władz wykonawczych w gminie do ośmiu lat. Wypowiadali się w ten sposób wyborcy różnych partii. Najpewniej wynika to z ogólnie niskiego zaufania Polaków do polityki, niemniej popularności tego przekonania nie można łatwo zlekceważyć. Próby ograniczania polityków (również tych lokalnych) mają szansę spotkać się z aprobatą opinii publicznej.
Gdyby ograniczenie kadencji do dwóch zaczęło obowiązywać już w kolejnych wyborach samorządowych, planowanych na 2018 rok, ponownie ubiegać się o urząd nie mogłoby 1597 wójtów, burmistrzów i prezydentów miast w Polsce. To ci, dla których obecna kadencja jest co najmniej drugą. A zatem proponowana zmiana dotyczyłaby około dwóch trzecich samorządów gminnych. Częściej dotknęłaby z jednej strony najmniejsze gminy, a z drugiej – największe miasta. Wśród 16 miast powyżej 200 tys. mieszkańców aż w 12 obecnie urzędujący prezydenci nie mogliby ponownie ubiegać się o władzę.