Politolog John Keane w fascynującej książce, która wyjdzie w przyszłym roku, nazywa to nowym despotyzmem. Nie ma w niej słowa o Polsce, jest za to dużo o Węgrzech, Chinach, Turcji, Arabii Saudyjskiej i Rosji. Siła nowego typu despotyzmu polega na mieszance nowych i starych instrumentów władzy, które mamią obywateli awansem i pieniądzem. To tłumaczy, dlaczego despoci nie boją się wyborów, które zazwyczaj wygrywają. Dla dysydentów jest oczywiście kij raczej niż marchewka. Przegrane wybory też można odwrócić i zmanipulować, bo za despotą stoją bogate firmy, a często nawet zachodnie demokracje z dość perwersyjnych powodów.
Keane jest znany głównie ze swoich książek na temat demokracji, lecz po wielu wizytach w Chinach zdecydował się napisać o drugiej stronie medalu. Po części dlatego, że despotyzm żeruje na obecnych słabościach demokracji. Ponadto jego zdaniem demokracja jest w odwrocie, despotyzm zaś coraz bardziej bierze górę we wszystkich zakątkach świata, włączywszy Europę.
Pierwszym elementem strategii nowego despotyzmu jest sojusz z dużym biznesem. Bez niego trudno generować dochód i przekupywać wyborców. Despotyzm nie promuje wolnej konkurencji, lecz buduje skomplikowany system patronów i klientów. Korupcja jest częścią tego systemu; lojalni w stosunku do despoty mogą liczyć na różne przywileje. Patologie obecnej fazy kapitalizmu są w tym bardzo pomocne, bo zderegulowana gospodarka daje władzy możliwość selektywnego karania i nagradzania (czytaj redystrybucji) w zależności od potrzeb wyborczych.
Drugim elementem są media, zwłaszcza te nowe. Polityka zamienia się w permanentne igrzyska i przedstawienia telewizyjne. Nie liczy się skuteczność działań rządu, lecz jego wizerunek. Programy wyborcze przypominają kampanie reklamowe prowadzone przez profesjonalne ośrodki badania opinii publicznej, które despocie mówią, jakie produkty polityczne w danym czasie się sprzedają. Media są też narzędziem oczerniania i kompromitowania przeciwników politycznych czy naukowców szukających prawdy.
Trzeci element to prawo. Nie jest w tym przypadku narzędziem obrony praw obywatela, lecz instrumentem sprawowania władzy. Stąd wygrywanie wyborów jest bardzo ważne, bo większość parlamentarna uchwala i legitymizuje prawo. Niezawisłe sądy są w tym systemie fikcją. Wyroki często zapadają na telefon, prawo stosuje się selektywnie, a obrona mniejszości jest fikcyjna.