-Pracujemy dużo, bo jesteśmy niewydajni. To nie nasza wina. Polski pracownik wyposażony identycznie z – dajmy na to – niemieckim jest równie wydajny. Ale ten warunek w skali gospodarki nie jest spełniony. Jesteśmy, średnio rzecz biorąc, wyposażeni gorzej, zarówno jeśli chodzi o narzędzia, wspierające nas maszyny, jak i udogodnienia organizacyjne. Częściowo jest to efekt struktury branżowej naszej gospodarki. Na przykład fakt, że Czesi i Słowacy są przeciętnie bardziej produktywni niż my, wynika w dużej mierze z tego, że większy ich odsetek pracuje w ponadprzeciętnie zautomatyzowanym przemyśle motoryzacyjnym, a znacznie mniejszy w rolnictwie. W Polsce ten ostatni sektor, wyjątkowo niewydajny, daje zatrudnienie co 10. pracującemu.
To się szybko zmienia, bo dobra koniunktura na rynku pracy przyciąga pracowników ze wsi do miast, gdzie są bardziej produktywni. Niestety, także polski przemysł jest na tle unijnej średniej mało wydajny. Duża dostępność taniej pracy – także tej ukrytej na wsiach – sprawiała, że firmom opłacało się stosować pracochłonne metody produkcji. Nawet dziś, przy rekordowo niskiej stopie bezrobocia, inwestycje przedsiębiorstw rosną niemrawo, co sugeruje, że nadal łatwiej jest im zwiększać produkcję, podnosząc zatrudnienie, niż poprawiając produktywność dotychczasowej liczby pracowników. To właśnie paradoks pracowitości: gdyby nie nasza (i imigrantów zza wschodniej granicy) gotowość do pracy po 2000 godzin rocznie, moglibyśmy pracować mniej, wytwarzając i zarabiając tyle samo, a nawet więcej.