„Akcyza nie jest podatkiem" – stwierdził w debacie na żywo w programie „Minęła 20" w TVP jeden z wiceministrów obecnego rządu. „Młody, plecie, co mu ślina na język przyniesie" – pomyślało pewnie wielu z telewidzów. Zwłaszcza tych, którzy choćby minimalnie orientują się w prawie podatkowym. Niesłusznie! Wygląda na to, że wiceminister wcale nie plótł „trzy po trzy". Realizował po prostu przemyślany plan ofensywy legislacyjnej władzy. Spójrzmy zatem na fakty. Oto do końca roku zostało dwadzieścia kilka dni. Na uchwalenie czekają ustawy dot. VAT, drakońskiego wzrostu akcyzy na alkohol i papierosy. W kolejce jest też kontrowersyjna likwidacja OFE, której częścią jest obciążenie zgromadzonych środków 15-proc. „opłatą przekształceniową". Jednak zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego obciążeń tego typu nie powinno się podnosić w ciągu roku podatkowego. W przypadku podatku dochodowego to niemal wykluczone.
Senat, w którym przewagę ma opozycja, może jednak proces legislacyjny przystopować. Ciężka sprawa. Przecież nie da się „anulować" wyborów do Senatu, tak by zmienić układ sił! (Choć być może paru chętnych do takiego działania by się znalazło). Tymczasem każdy dzień opóźnienia będzie oznaczać rosnącą dziurę w budżecie. Czasu potrzebuje też prezydent RP, który ma konstytucyjne 21 dni na podpisanie ustawy. Do tego dochodzi kwestia odpowiednio długiego vacatio legis. W tak ważnych kwestiach powinno liczyć minimum miesiące, nie dni.
Wyniku wyborów zmienić się nie da. Rozciągnąć czasu – też nie. Można za to stwierdzić, że podatek akcyzowy nie jest podatkiem! A dokładnie – że to taki „nibypodatek", który można zmieniać w dowolnym momencie. I już. Senat przytrzyma ustawę, ale w końcu wróci ona do Sejmu. Ten ją „przyklepie" np. w lutym – i po problemie. Można dopisać, że obowiązuje z mocą wsteczną. Nie takie rzeczy Sejm już wyrabiał.
To tak, jakby kierowca, widząc zakaz skrętu w prawo, złamał go na oczach drogówki. A po zatrzymaniu bez mrugnięcia okiem tłumaczył, że on skręcił w lewo, ale trzy razy. Żadnego zakazu więc nie naruszył. Różnica w porównaniu z procesem legislacji polega na tym, że rządzących żadna drogówka nie zatrzyma.
Z tej samej beczki: spore pieniądze leżą na kontach funduszy celowych. Takich jak Fundusz Pracy czy Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych (SFWON). Żeby je wykorzystać na wyborcze cele i nie złamać przepisów, trzeba się mocno nagimnastykować. Wystarczy jednak powiedzieć, że te kwoty są tylko „pożyczane". Czyli regulaminy funduszy nie są łamane, bo te pieniądze zostaną zwrócone. Kiedyś tam, nieważne kiedy. Taki właśnie plan jest realizowany wobec SFWON.