Drakońskie obostrzenia, zarządzone przez polski rząd i inne, są konieczne, choć nie wiemy, na ile efektywne. Koronawirus już u nas jest i epidemia rozwija się lokalnie. To, co jest dziś gwarantowane, to długoterminowe, bardzo negatywne skutki gospodarcze.
Przyjęta przez rząd specustawa o szczególnych rozwiązaniach związanych z Covid-19 była faktycznie niezbędna i jedyny to chyba przypadek, kiedy można uznać „szybką ścieżkę" jej uchwalania. Brak czasu i konsultacji spowodował jednak, że ustawa jest z założenia prowizorką, która pomija spojrzenie do przodu – przeciwdziałanie skutkom długoterminowym oraz zachowanie ciągłości działania firm. Dlatego natychmiastowa nowelizacja ustawy jest niezbędna.
Powszechnie wskazuje się na brak regulacji odnośnie do strat spowodowanych koniecznymi działaniami władz publicznych, uregulowań prawnych dotyczących niezawinionych przez przedsiębiorców uchybień, rekompensat za utracone przychody.
Przykład sprzed lat
Raz już mieliśmy w nieodległej przeszłości podobną sytuację. Wtedy, w odpowiedzi na światowy kryzys finansowy i gospodarczy 2008 r., związki zawodowe i organizacje pracodawców zdobyły się na kompromis i podpisały w marcu 2009 r. w BCC porozumienie, które było podstawą ustawy o łagodzeniu skutków kryzysu. Dla ochrony miejsc pracy i podtrzymania działalności firm dotkniętych nie mniej niż 25-proc. spadkiem obrotów zgodzono się m.in. na możliwość czasowego obniżenia czasu pracy i proporcjonalnie wynagrodzeń (za dopłatą z Funduszu Gwarantownych Świadczeń Pracowniczych), na elastyczne gospodarowanie czasem pracy, na stypendia dla podnoszenia kwalifikacji w okresie przestojów. Wówczas groźba utraty pracy była większym złem niż czasowe obniżenie zarobków.