Nie, ale rozgraniczmy kwestie systemowe od błędów, które ludzie popełniali i popełniać będą. To na przykład sprzedawanie niewłaściwych instrumentów klientom, którzy ich nie potrzebowali lub nie rozumieli, jak długoterminowych instrumentów inwestycyjnych osobom w bardzo zaawansowanym wieku. Nie można takich rzeczy robić. Idźmy dalej, wszelkie przypadki związane z drobnym drukiem w regulaminach. A przecież wszystko, co się sprzedaje, powinno być transparentnie wytłumaczone, jasno i klarownie opisane, żeby nabywca zrozumiał. Jednak dziś mam wrażenie, że ze świata relatywnie mało regulowanego wahadło wychyliło się w kompletnie drugą stronę, tworząc przeregulowaną rzeczywistość. Polski sektor bankowy, jako jeden z niewielu, przeszedł globalny kryzys finansowy z 2008 i 2009 r. suchą nogą. Nie musieliśmy prosić podatnika o wsparcie. Nie wydaje mi się w tej sytuacji etycznie uzasadnione, aby obciążać banki dodatkowym podatkiem. Dlaczego jedna z branż ma mieć dodatkowe obciążenia, skoro konkuruje o ten sam kapitał na globalnym rynku? Stawia to tę branżę w gorszej sytuacji już na starcie.
Kredyty frankowe powinny być w ogóle udzielane w Polsce?
Wierzę, że klient powinien mieć prawo wyboru i dokonywać go w oparciu o komplet informacji oraz pełne zrozumienie, co chce kupić. Gdyby nie kredyty frankowe, to polski rynek hipoteczny nie ruszyłby. W efekcie nie rozwinęłoby się budownictwo mieszkaniowe w takim stopniu, jak to dziś widzimy. Nie jest tak, że kredyt frankowy jest złem tego świata. Mógłby być dostępny dla osób, które mogły i mogą sobie na to pozwolić. Z drugiej strony oczywiste jest, że nie każdy, kto wziął kredyt frankowy, powinien go otrzymać. Doszło do splotu szeregu różnych okoliczności. Nie dość, że był kredyt frankowy, to jeszcze był to kredyt bez wkładu własnego albo na 110 proc. wartości nieruchomości, bez bufora w zdolności kredytowej, a rynek mieszkaniowy był „na górce". Suma małych zdarzeń wygenerowała sytuację, jaką mamy w tej chwili. Czy to banki były winne? Klienci? Może regulator nie był wystarczająco czujny? Ten werdykt wolałbym zostawić historii. Jako przedstawiciel banku nie poczuwam się do pełnej winy za tę sytuację. We wszystkich dyskusjach o frankowiczach trzeba rozgraniczyć tych, którzy brali kredyt nieświadomie, bo nie rozumieli i przyjęli ryzyko walutowe, oraz osoby, które świadomie przyjęły to ryzyko. O ile tym pierwszym wsparcie może się należeć, o tyle tym drugim nie. Nie powinniśmy doprowadzić do sytuacji, w której kredytobiorca frankowy w porównaniu ze złotówkowym będzie beneficjentem całej historii. Cofnijmy się o 14 lat, jesteśmy zainteresowani kredytem. Pan bierze kredyt w złotówkach, bo jest konserwatywny i rozumie ryzyko walutowe. Ja biorę kredyt frankowy. Przez lata moje koszty obsługi kredytu są istotnie niższe, obaj spłacamy wzorowo. Na końcu, z uwagi na rozstrzygnięcia prawne, mój kredyt zostaje zamieniony na złote po kursie historycznym, ale oprocentowany według LIBOR dla franka. I wychodzę z tej sytuacji dużo lepiej. To jest nieetyczne, nie fair. Nie powinno dojść do takiej sytuacji.
Obok regulacji, jakie wyzwania stoją dziś przed dużymi korporacjami? Ekologia?
Nie dotyczy to tylko korporacji, ale nas wszystkich. W którą stronę to idzie, jest wielce niepokojące.