W roku 2009 , po 30 latach przerwy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy powrócił do emisji SDR (Special Drawing Rights). Przydzielił wówczas krajom członkowskim SDR o wartości 250 mld dol. Miały pomóc zwłaszcza krajom mniej zamożnym przejść przez globalny kryzys finansowy i wywołaną nim recesję.
W zeszłym roku emisja SDR w wysokości 500 mld dol. miała pomóc w walce z epidemią Covid-19. Została jednak wstrzymana w wyniku weta administracji Donalda Trumpa. Na początku kwietnia tego roku propozycję G20, dotyczącą emisji SDR w wysokości 650 mld dol., poparła Janet Yellen, obecna sekretarz skarbu USA. Jeśli zatem nic nie stanie na przeszkodzie, emisja nowej, wyjątkowo dużej, transzy SDR nastąpiłaby latem tego roku.
Czym są SDR?
Przypomnijmy, że SDR, wbrew temu, co się dość często o nich myśli, nie są pieniądzem międzynarodowym. Są wprawdzie składnikiem rezerw walutowych, ale tylko dlatego, że można je zamienić na waluty rezerwowe – głównie dolary i euro.
Nie da się płacić SDR za importowane towary choćby dlatego, że nigdzie jeszcze nie ma systemu płatniczego, w którym transakcje byłyby rozliczane właśnie w SDR, a warto pamiętać, że wszelkie płatności są zawsze i wszędzie rozliczane ostatecznie w bankach centralnych przy użyciu kreowanych przez nie płynnych rezerw, które mają – nadawany im przez rządy – status prawnie obowiązującego środka płatniczego. Choćby to pokazuje, jak daleko jesteśmy od momentu, w którym emitowane przez MFW SDR stałyby się walutą międzynarodową.
By pokazać, jak daleko jest do możliwości pełnienia przez SDR takiej roli, przypomnijmy, że główną przyczyną globalnego statusu dolara nie jest to, że ktoś tak kiedyś postanowił. Kluczowe jest zaufanie do niezależności Rezerwy Federalnej, odpowiedzialnej za stabilność inflacji w USA.