Konserwatysta, poprawny w każdym calu – tak jest postrzegany w Komisji Europejskiej Stavros Dimas.
Nie daje żadnych powodów, by posądzano go o zaniedbania. Czegóż innego zresztą można się spodziewać po 66-letnim finansiście wykształconym w Stanach Zjednoczonych?
Organizacje ekologiczne i reprezentanci zielonych w Parlamencie Europejskim twierdzili, że po byłym pracowniku firmy prawniczej z Wall Street można się spodziewać tylko przychylnych decyzji dla przemysłu. Nie podobało im się, że komisarzem ds. środowiska u Jose Manuela Barroso został komisarz ds. zatrudnienia u Romana Prodiego. Ale już kilka miesięcy później ekolodzy odwołali swoje zastrzeżenia.
Stavros Dimas zyskał ich przychylność, głosząc poglądy, że konkurencyjność przemysłu idzie w parze z ekologią. Do unijnej polityki ochrony natury wprowadza takie mechanizmy gospodarcze jak np. system handlu prawami do emisji dwutlenku węgla. Chce, by uczestniczyło w nim jak najwięcej gałęzi przemysłu, zwłaszcza zaś linie lotnicze.
Podkreśla, że ekologia może stymulować postęp technologiczny. Przekonują się teraz o tym koncerny samochodowe. Za cztery lata zaczną płacić kary, jeśli ich auta nie będą spełniać standardów emisji dwutlenku węgla.